"Odlotowe gołębie zadają dziobociosy" (Wydawnictwo Znak Emotikon)

Bardzo długo nie mogłam się przemóc, żeby sięgnąć po tę serię. Widziałam wiele bardzo entuzjastycznych recenzji, mimo to nie sięgnęłam po żadną z tych książek. Dlaczego? Bałam się. Czego? Raczej kogo! Bałam się głównych bohaterów. Tak, choć może trudno w to będzie niektórym uwierzyć, boję się gołębi. Boję się, nie lubię i, kiedy tylko mogę, unikam. Ale tu unikać dłużej nie mogłam, skoro serię "Odlotowe gołębie" pokochali wszyscy, musiałam sprawdzić, czy pokocham i ja!

Rozpoczynając czytanie serii nie od pierwszego tomu, zawsze czuję pewien niepokój. W takiej sytuacji czytelnik nigdy nie ma pewności, że odnajdzie się wśród wydarzeń i bohaterów. Liczne nawiązania do wcześniejszych części, mogą zniechęcić nawet najbardziej zdeterminowanego czytelnika. Tu większych problemów nie było. Każdy tom to oddzielna historia, więc nie trzeba ich czytać po kolei. W tomie piątym Odlotowe gołębie zadają ciosy czekają na czytelników nowe, emocjonujące przygody skrzydlatych bohaterów. Książka podzielona została na trzy części, a każda z nich to zupełnie nowa sprawa i zagadka, z którą będą się mierzyć gołębie. Wszystko zacznie się od rozwiązywania sprawy pewnego bardzo cennego klejnotu, który w tajemniczych okolicznościach trafił... Nie, nie zdradzę Wam, gdzie ten kamień znaleziono, bo nie chcę pozbawiać Was elementu zaskoczenia. A zaskoczeń jest w tej książce naprawdę wiele. I warto przeczytać ją całą, żeby czerpać z tego ogromną radość i wielką przyjemność.





Czy Odlotowe gołębie zadają dziobociosy zmieniła moje zdanie na temat gołębi? Niekoniecznie, nadal ich nie lubię. Ale przecież nie taki był mój główny cel. Nie traktowałam Odlotowych gołębi jako lektury terapeutycznej. Miałam ochotę na ciekawą historię i to dostałam. Chciałam się pośmiać i to również w tej książce znalazłam! To seria, która chyba nie może się nie podobać. I seria, przy której bardzo trudno będzie zachować powagę. Takich bohaterów w literaturze dziecięcej jeszcze nie było. Podbiją serca wszystkich czytelników. Także tych, którzy od książek raczej stronią. Odlotowe gołębie nie są powieścią, to komiks, w którym ogromną rolę odgrywają ilustracje, więc tekstu nie ma aż tak dużo, żeby ktoś poczuł się nim przytłoczony. Przeciwnie, można poczuć niedosyt i chcieć jeszcze więcej i więcej! Ja najpierw nadrobię wcześniejsze części, a potem będę czekać na kolejne tomy. Bo te gołębie są naprawdę odlotowe!




 

 Odlotowe gołębie zadają dziobociosy

Andrew McDonald

ilustracje Ben Wood

tłumaczenie Maria Makuch

Znak Emotikon 2024


Komentarze

  1. W środę czytałam kolejny i miałam wrażenie, że na razie ostatni wydany tom serii. Widać, że się myliłam 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. W dzieciństwie lubiłam komiksy, teraz po nie nie sięgam 😉 Ale na pewno mają swoich fanów

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie lubię gołębi, chyba nie da sie ich lubić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś uwielbiałam komiksy, teraz trochę mniej. Ale wiem, że nadal cieszą się ogromnym powodzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam sięgać po kolejne wydania o tych gołębiach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że mimo swojego pierwotnego niechętnego podejścia do gołębi, udało ci się znaleźć radość i przyjemność w tej serii. Świetnie, że książka dostarczyła ci ciekawej historii i momentów śmiechu – to zawsze wielki atut.

    Twoje podsumowanie sugeruje, że "Odlotowe gołębie" to seria, która doskonale łączy przyjemność czytania z humorystycznym tonem. Z pewnością wielu czytelników, nawet tych nieprzekonanych do gołębi, może znaleźć w niej coś fascynującego. Dzięki za tę recenzję, teraz sama czuję się zainspirowana, aby sięgnąć po tę nietypową serię!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz