"101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz" (ZNAK Emotikon)

W tym roku (a nawet w tym półroczu) kończę czterdzieści lat. Nie wiem, czy będzie to jakaś diametralna zmiana. Myślę, że raczej nie, ale niczego nie można być pewnym i na różne scenariusze warto się przygotować. Także na to, że kończąc lat czterdzieści nagle wydorośleję, spoważnieję i na przykład przestanę (w końcu) czytać książki dla dzieci. Muszę, więc przygotować listę rzeczy, które powinnam zrobić przez najbliższe trzy miesiące. Pomocną dłoń wyciągnęła do mnie literatura (dziecięca oczywiście).

Kiedy zobaczyłam, że Znak planuje wydać książkę 101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz, wiedziałam, że to książka w sam raz dla mnie. W końcu muszę wiedzieć, co jeszcze powinnam zrobić, zanim przekroczę magiczną granicę. Nie będę ukrywać, lista jest długa, bo bardzo wielu rzeczy, które trafiły na strony tej książki jeszcze nie zrobiłam. Na przykład nigdy nie przetestowałam na ślepo jedzenia z lodówki. Nie zmieniałam ubrań na każdej przerwie i nie przygotowałam się na apokalipsę zombie. Nie rozmawiałam z ptakami (przede wszystkim dlatego, że panicznie się ich boję). Nie stworzyłam własnej gry karcianej i nie prowadziłam dziennika snów. Nie nagrałam audiobooka ani nie rozwiesiłam motywujących karteczek na drzwiach szkolnej toalety. Nie znalazłam sobie nowego imienia i nazwiska, nie mówiłam przeciwieństwami. Zbudowałam za to fort z koców, zdarzało mi się odkrywać na nowo okolicę, w której mieszkam. Porządkowałam książki według różnych zasad i zrobiłam im karty biblioteczne. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie, czy mam prawo nazywać się osobą dorosłą...




Możliwości są dwie. Albo do dorosłości jeszcze mi daleko, albo przegapiłam odpowiedni moment. I stałam się dorosła, choć ten moment przegapiłam. Zaczęło mnie to niepokoić, kiedy lista rzeczy do zrobienia rosła w zastraszającym tempie. Nie wiem, co się stało, dlaczego tak wielu rzeczy nigdy nie zrobiłam. Autorzy przedstawiają je w tak ciekawy sposób, że naprawdę mam czego żałować. Z drugiej strony, wiek to tylko liczba. Wiele rzeczy (a może nawet wszystkie) mogę jeszcze zrobić i równie dobrze się przy tym bawić. Mogę je robić z Tosią, dla której ten rok również będzie przełomowy, bo kończy szkołę podstawową i rusza do szkoły średniej. Ona również w tym roku wydorośleje i się zmieni. Mamy jeszcze trochę czasu, żeby wybrać te rzeczy, które koniecznie musimy zrobić. Dołączycie do nas? Podejmiecie podobne wyzwanie? Mam nadzieję, że tak! Ta książka to kopalnie pomysłów, zbiór inspiracji, w którym każdy znajdzie coś, czego wcześniej nie robił. Adresowana jest oczywiście do najmłodszych czytelników, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprezentować ją komuś na osiemnastkę, trzydziestkę, czterdziestkę i każdą inną okazję. Ta książka zainspiruje każdego!




101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz

Mikkel Niva, Nils Petter Morland

ilustracje Fredrik Eden

tłumaczenie Joanna Barbara Bernat

ZNAK Emotikon 2025


 https://znakemotikon.pl/

"Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie" (Wydawnictwo SQN)

Jeszcze kilka lat temu o mitologii słowiańskiej nie wiedziałam nic albo wiedziałam bardzo niewiele. Kojarzyłam pewnie imiona jednego lub dwóch bogów i nazwy kilku świąt. Tylko albo aż tyle. Teraz wiem już znacznie więcej. Skąd? Z książek dla dzieci! Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu panuje moda na mitologię słowiańską, na wplatanie pochodzących z niej motywów do książek i bohaterów z niej pochodzących. Mamy takich książek już sporą kolekcję. Cały czas dołączają do niej nowe tytuły. Takiej jak ta jednak jeszcze nie miałyśmy.

Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie to książka, której akcja rozgrywa się przed wiekami. W czasach, o których nie uczymy się na lekcjach historii. Monika Maciewicz zabiera czytelników do słowiańskiej osady, w której mieszkają Nielubka i Niemoj. Bliźnięta czekają na bardzo ważne wydarzenie w swoim życiu. Nielubka na zapleciny, a Niemoj na postrzyżyny. Wtedy też zmienią się ich imiona. Te, które noszą teraz są imionami "tymczasowymi", które mają chronić je przed złymi duchami. Wkrótce będą nazywani Mileną i Przemysławem. Czytelnicy będą śledzić ich przygody. Poznają zwyczaje. Zobaczą jak wyglądała codzienność ludzi żyjących w tamtych czasach. Poznają nazwy potraw, którymi się zajadali. Dowiadują się, jak wyglądała opieka nad najmłodszymi członkami rodu (Milenka i Przemek zostają w jednym rozdziałem starszym rodzeństwem). Niemal na każdej stronie pojawiają się jakieś słowiańskie bóstwa i demony. Pojawiają się nazwy świąt i zwyczajów. Do tego mnóstwo informacji związanych z, pozornie zwyczajną, codziennością. Każdy rozdział to inna przygoda, inny motyw przewodni i inne interesujące wątki. A na koniec niespodzianka. Kolorowanki, które każdy mały czytelnik na pewno chętnie ozdobi tak, jak podpowie mu wyobraźnia!




Mali Słowianie rzucili mi się w oczy, kiedy przeglądałam ofertę jednej z księgarń internetowych. Nie zastanawiałam się długo. Wiedziałam, że ta książka musi trafić do naszej biblioteczki. Trafiła i nie żałuję. Ta wciągająca opowieść z dawnych czasów to doskonała szansa na zapoznanie młodych czytelników z mitologią słowiańską. Rodzice nie potrzebują do tego specjalnego przygotowania. Autorka zadbała o każdy detal. Kiedy w treści opowiadań pojawia się jakaś nowa nazwa, obok znaleźć można jej wytłumaczenie. Niedługie i zrozumiałe. Nie zabrakło też świetnych ilustracji, na których zobaczyć można głównych bohaterów tej książki. Książki świetnie napisanej, pięknie zilustrowanej i bardzo ładnie wydanej. Myślę, że może stać się ona doskonałym prezentem dla dzieci kończących przedszkole i ich nieco starszych kolegów. Duże litery ułatwią samodzielne czytanie, a ciekawe historie rozbudzą wyobraźnię! 




Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie

Monika Maciewicz

ilustracje Katarzyna Witerscheim

Wydawnictwo SQN 2024

https://www.wsqn.pl/
 

"Słowa pierwsze" (Wydawnictwo AGORA dla dzieci)

Ktoś może powiedzieć, że takich książek jest wiele. To jedne z najpopularniejszych książek adresowanych do najmłodszych czytelników. Wyglądają dość podobnie. Duże, ale proste ilustracje i tylko jedno słowo (albo zdanie) na każdej stronie. Nic więcej, tyle maluchom wystarczy. Taki jest cel tych książek - nauczyć dzieci pierwszych słów i powiązać te słowa z ilustracjami. Ta książka tylko na pierwszy rzut oka wydaje się taka sama jak inne. W rzeczywistości bardzo się od nich różni. Przede wszystkim jest w tej książce znacznie więcej. Słów, zdań i ilustracji!

 

Słowa pierwsze czytać mogą (i powinni) ci, którzy już trochę znają język polski. Ci, którzy chcieliby zacząć poznawać go lepiej i zacząć się nim bawić. Podzielono ją na cztery części. Po jednej dla każdej pory roku. Zaczynamy od wiosny. Nie szukajcie tam jednak kwiatów, słońca i nowalijek. Zamiast nich pojawiają się tu takie słowa, jak ja, ty, człowiek, mama, tata, oko, zęby i ha, ha. Są pies i kot, jest spacer. Pojawia się czasownik iść, którego odmiana tak wielu osobom sprawia trudność. Lato przynosi ze sobą koło, słońce, morze i piasek. Jest tam rzeka, jest kałuża. Jesienią poczytamy o lesie i deszczu, o fotelu i lustrze. O stole, przy którym gromadzi się rodzina, o zupie, która czasem się rozlewa. O piciu i jedzeniu. Rozdział zimowy przynosi ze sobą słowa bardzo zimowe (buty, katar) i takie, które powiązać można z każdą inną porą roku (litera, okulary, piosenka). Słów jest wiele, każde jest inne. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że panuje w tej książce chaos, ale w tym szaleństwie jest metoda.





Każde ze słów, które trafiło na strony tej książki zostało krótko wyjaśnione i ciekawie opisane. Znaleźć tu można związane z nimi przysłowia, powiedzenia i związki frazeologiczne. Wszystko okraszone niezwykłym humorem autorów Słów pierwszych. Właśnie dlatego czyta się tę książkę z taką przyjemnością. To po prostu znakomita lektura. Nie tylko dla najmłodszych czytelników. Dobrze bawić się przy niej może każdy. I ci, którzy czytają już samodzielnie i ci, którym tę książkę trzeba będzie przeczytać. Ci drudzy będą ją z przyjemnością oglądać. Bajecznie kolorowe ilustracje Ewy Poklewskiej - Koziełło zachwyciły nas już wiele razy. Teraz zrobiły to po raz kolejny. Począwszy od ilustracji na okładce, na której zobaczyć można Jerzego Bralczyka i Jarosława Mikołajewskiego, czyli autorów tej książki poprzez kolejne strony. Aż do ostatniej. Czarnej. Dlaczego? Niektórzy może się domyślają. Inni dowiedzą się z książki. Lektury dla małych i dużych! Pamiętajcie o niej koniecznie przy okazji poszukiwania prezentów dla przedszkolaków i najmłodszych uczniów.






Słowa pierwsze

Jerzy Bralczyk, Jarosław Mikołajewski

ilustracje Ewa Poklewska - Koziełło

AGORA dla dzieci 2024

https://agoradladzieci.pl/
 

"Dziewięć czerwonych iksów" (Wydawnictwo Literatura)

Tęsknicie już za latem i wakacjami? Myślę, że znajdzie się wielu, którzy bardzo tęsknią i niecierpliwie odliczają dni do lata. My żyjemy jeszcze zimowymi klimatami (przecież przed nami ferie w górach), ale nie przeszkadza nam to w czytaniu książek, których akcja rozgrywa się latem. Przykłady? Choćby najnowsza książka Pawła Beręsewicza Dziewięć czerwonych iksów.

Tytuł może komuś skojarzyć się z wyborami, ale nie o wyborach ta książka opowiada. To historia pewnego zdjęcia. Zdjęcia podobnego do wielu innych. Dobrze znane nam wszystkim zdjęcie klasowe. Mają je w swoich zbiorach nasi rodzice, mamy my, mają nasze dzieci. Pewnie będą też miały nasze wnuki. I bardzo dobrze! W dobie cyfrowych zdjęć, które przechowujemy w pamięci komputera, te wydrukowane, których w każdej chwili możemy dotknąć, są niezwykłą pamiątką. Takie zdjęcie miała w swojej kolekcji również Tośka - bohaterka książki Pawła Beręsewicza. Dziewczynka nie wyszła na nim może najkorzystniej, ale zdjęcia nie wyrzuciła. Ma je w domu i w każdej chwili może na nie spojrzeć. Ot, taka pamiątka z kończącej się właśnie piątej klasy. Na razie jednak jej myśli kierują się głównie w stronę rozpoczynających się wakacji. Wakacji, które zaczną się dość nietypowo. Tata dziewczynki musi wyjechać i Tośka ma zostać sama w ich starym (i do tej pory bezpiecznym) domu. Niestety, samotna noc weryfikuje wszystko. Nagle słychać jakieś dziwne dźwięki, podłoga skrzypi niepokojąco, nic nie jest takie, jak było wcześniej. A najgorsze dopiero nadejdzie. W tajemniczych okolicznościach zniknie przyjaciółka Tośki. Zniknie fizycznie i ze zdjęcia klasowego. Potem to samo spotka jej kolegę z klasy. Ten sam los spotka kolejną dziewczynę, która chodzi z Tośką do jednej klasy. Tu sytuacja jest jeszcze bardziej niepokojąca, bo ta dziewczyna zniknie z samolotu! Nikt nie wie, jak to możliwe. Nikt nie wie, co się dzieje i gdzie są te dzieci. Tośka też nie wie. Wie jednak, że musi działać. Odnaleźć swoich rówieśników. Tylko, czy ktoś jej pomoże?


Dziewięć czerwonych iksów niesamowicie działa na wyobraźnię czytelników. Ta książka to gotowy scenariusz film. Mam nadzieję, że takowy kiedyś powstanie, bo ta historia naprawdę jest tego warta. Ja nie mogłam się od niej oderwać. Tak bardzo byłam ciekawa tego, co wydarzy się dalej. Emocji nie brakowało. Książka trzymała w napięciu do ostatniej strony. To doskonała lektura zarówno dla dziewczyn, jak i dla chłopców. Wciągająca, bardzo interesująca i totalnie nieprzewidywalna. Świetnie napisana i przemyślana w najdrobniejszych szczegółach. Świetna lektura na każdą porę roku. Doskonała na rozpoczynający się rok. Niech będzie dobrą wróżbą i zapowiedzią tego, że rozpoczynającym się roku w nasze ręce będą trafiać wyłącznie ciekawe i wartościowe książki. Takie, które czyta się z wypiekami na twarzy! Dziewięć czerwonych iksów taką książką właśnie jest.


Dziewięć czerwonych iksów

Paweł Beręsewicz

Wydawnictwo Literatura 2024

wiek 10+


https://wydawnictwoliteratura.pl/


Film: "Kina i Yuk"

W przedświątecznej gonitwie można się łatwo zatracić. Kupowanie prezentów, planowanie potraw, przyozdabianie domu... Obowiązków mamy sporo. Wydaje nam się, że jeśli czegoś nie zrobimy, to Boże Narodzenie nie nadejdzie albo będzie niepełne. A przecież tak nie jest. Bez względu na to, czy posprzątamy, ugotujemy i przyozdobimy dom czy może tego nie zrobimy, Boże Narodzenie się odbędzie. Dlatego może czasem warto na chwilę zwolnić, zatrzymać się i spędzić czas z bliskimi. Zrobić coś dla rodziny, sprawić, żeby ten wyjątkowy czas kojarzył się nie tylko z gonitwą. Dlatego proponuję Wam wyjście do kina. Na film, w którym śnieg gra bardzo ważną rolę.

Kina i Yuk to inspirowana prawdziwą historią opowieść o lisach polarnych. Te, zamieszkujące Arktykę, zwierzęta łączą się w pary na całe życie. Taką właśnie parę stworzyli Kina i Yuk. Obserwujemy je, kiedy śpią w norze, biegają po śniegu albo szukają jedzenia. Z tym ostatnim doskonale radzi sobie Yuk, który dba o to, żeby jego partnerka nie zaznała głodu. Powinien o nią dbać, bo już niedługo na świecie pojawi się ich potomstwo. Niestety, sielanka, którą obserwujemy na początku filmu, zostaje brutalnie przerwana przez topniejący śnieg i pękający lód. Yuk odpływa na krze w nikomu nieznanym kierunku. Od tej pory Kina musi radzić sobie sama. A problemy, które na nią spadają piętrzą się każdego dnia. Zaczyna się od przymusu opuszczenia nory. Zajął ją lis rudy, który zawędrował w tej rejony w poszukiwaniu pożywienia. Choć nie jest przystosowany do życia w tak niskich temperaturach, to zmieniający się klimat sprawia, że i on może żyć w tym rejonie świata. Kina musi uciekać, chronić siebie i dzieci. A przede wszystkim musi spróbować odnaleźć Yuka. Ten cały czas dryfuje na krze. Trudno powiedzieć dokąd. Trudno też powiedzieć, dokąd zawędruje Kina. Na razie biegnie przed siebie. Czy to bezpiecznego miejsca? Tego dowiedzą się ci, którzy obejrzą ten wyjątkowy film.

Napisać, że Kina i Yuk to film o zwierzętach, to za mało. To film o naszym świecie i tym, co się w nim dzieje. To film o wielkim kryzysie klimatycznym, który coraz boleśniej odczuwają różni mieszkańcy naszej planety. Bo, z jednej strony, ktoś może się cieszyć ciepłą zimą i tym, że nie trzeba ogrzewać mieszkania ani skrobać szyb w samochodach, ale z drugiej strony, nie ma w tym niczego dobrego. Pory roku zanikają, lód się topi, zwierzęta muszą szukać nowych miejsc do życia. Ten film właśnie o tym opowiada. To bolesna i bardzo smutna wizja. Na osłodę mamy opowieść o zwierzętach, ich miłości i przygodach. I opowieść o mieszkańcach Arktyki. Ludziach i zwierzętach. I wspaniały dubbing Michała Żebrowskiego. Bo w tym filmie próżno szukać dialogów, jest historia. Pięknie opowiedziana, wspaniale sfilmowana. My z kina wyszliśmy pełni emocji. A po seansie długo rozmawialiśmy o klimacie, planecie i zwierzętach. Myślę, że Was również ten film oczaruje!

Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję