Recenzja przedpremierowa: "Tata Oli przeklina" (Wydawnictwo Dwukropek)

Ojcowie bywają różni. Mniej i bardziej cierpliwi. Jedni często się uśmiechają, inni nie uśmiechają się w ogóle. Są ojcowie, którzy pracują od rana do wieczora i tacy, którzy każde popołudnie spędzają w domu. Jedni lubią grać w piłkę nożną, drudzy wybierają gry wideo. Jedni lubią góry, inni morze. Każdy jest inny, ale tata Oli jest tylko jeden.


 

Jeśli interesujecie się literaturą dziecięcą na pewno gdzieś go widzieliście. Może na półce w księgarni lub bibliotece, a może macie jakąś książkę o jego przygodach we własnej kolekcji. W Polsce wydano już siedem książek o jego przygodach. Ten, który chcę Wam dziś pokazać jest ósmy. Ze wszystkich ma najbardziej kontrowersyjny tytuł. Bo jak to, tata przeklina? Na dodatek przeklina przy dzieciach? Cóż, taki właśnie jest tata Oli. Mężczyzna żyje inaczej niż cały świat. Jeśli jednak ktoś obawia się, że książka przepełniona jest "prawdziwymi" wulgaryzmami, spieszę wyjaśnić, że tak nie jest. Tata Oli ma własne przekleństwa, podobne do tych, które każdego dnia słyszymy wokół siebie, ale jednak nie takie same. Mimo to przekleństwa wypowiadane przez mężczyznę denerwują Olę. Dziewczynka w ogóle nie lubi jak ludzie przeklinają. Chciałaby oduczyć tego swoich rodziców (zwłaszcza tatę). Przy okazji jednak ma pomysł, w jaki sposób mogłaby na tej sytuacji zyskać. Ola marzy o wyciecze do parku rozrywki. Taka eskapada wiąże się jednak ze sporymi kosztami. Dlatego dziewczynka postanawia zrobić pudełko, do którego każdy, kto w jej domu będzie przeklinał, wrzuci odpowiednią kwotę pieniędzy. Sposób wydaje się dobry, ale czy nie okaże się, że rodzice przerażeni wizją bankructwa, zrezygnują z przeklinania?


 

Seria o przygodach Oli jej taty nie jest serią dla wszystkich. Wielu na pewno będzie bulwersować. Jest odważna, ale dzieciom na pewno się spodoba. One może nawet pozazdroszczą Oli takiego szalonego taty i na pewno poznając jego przygody będą się świetnie bawić i dużo śmiać. Ja przymykam oko na nietypowe zachowanie taty Oli, wolę się z nim dobrze bawić i przymknąć oko na niektóre sprawy. W końcu książki mogą nie być edukacyjne, mogą umilać czas czytelnikom i służyć przede wszystkim dobrej zabawie. Choć z przygodami taty Oli też nie do końca tak jest. W każdej z książek o nim można doszukać się ukrytego przekazu. W najnowszej również. To w niej Ola stawia przed swoimi rodzicami poważne wyzwanie. Czy uda im się mu sprostać? Przeczytajcie, a wszystkiego się dowiecie. I przy okazji, oczywiście, dobrze się bawcie!



 

Tata Oli przeklina

Thomas Brunstrom

ilustracje Tjorbjorn Christoffersen

tłumaczenie Edyta Stępkowska

Dwukropek 2021

(książka ukaże się 12 stycznia 2022 r.)


 https://dwukropek.com.pl/


"Dociekliwi detektywi. Upiorna szkoła" (Wydawnictwo Zielona Sowa)

Psi detektywi już w literaturze dziecięcej się pojawili. Wzbudzili sympatię i zyskali spore grono miłośników. Trudno może być, mając w pamięci wcześniejszych psich bohaterów, wymyślić coś nowego. A jednak udało się i na rynek książkowy wkroczyli nowi psi detektywi. Detektywi, jakich jeszcze nie było, bo zajmują się nie tylko zagadkami kryminalnymi, ale również (a raczej przede wszystkim) wypiekiem ciast, ciasteczek i babeczek.

 

Kostek Niuch i Kajtek Trop prowadzą cukiernię. Ich słodkościami zajadają się wszyscy okoliczni mieszkańcy, więc dwa psy nie narzekają na brak pracy. Mimo to zdarzają się takie sytuacje, kiedy pieczenie trzeba odłożyć, a wałki i foremki zastąpić lupą i notesem. Czy często muszą to robić? Po przeczytaniu tej książki trudno pozbyć się wrażenia, że zawsze, kiedy wyściubią nosy ze swojej cukierni. Zagadki same do nich przychodzą, a psi detektywi niespecjalnie się tym przejmują, skupiają się tylko na ich jak najszybszym rozwiązaniu. Jak w przypadku tajemnicy niespodziewanego braku owoców, które są im niezbędne do przygotowywania wypieków. Nagle wszyscy dostawcy, z których owoców korzystali, mają problemy. Maliny wyschły, gruszki odleciały, a agrest został zalany. Ciekawe, prawda? Poszczególne pola nie są od siebie bardzo oddalone, więc dziwnym wydaje się, że na każde spadła inna plaga. Na szczęście Kostek i Kajtek nie boją się wyzwań i ruszają tropem przestępcy...



 

Zrobią to łącznie trzy razy. Książkę Dociekliwi detektywi. Upiorna szkoła podzielono na trzy części. Każda opowiada inną historię. Nie będę zdradzać szczegółów, ale wierzcie mi, że wszystkie są równie interesujące, co ta z owocami w roli głównej. Każde opowiadanie zostało podzielone na rozdziały, więc książkę można czytać nawet z dziećmi, które za czytaniem nie przepadają i trudno im wysiedzieć w miejscu. Podział na rozdziały to również świetne rozwiązanie dla dzieci, które uczą się czytać samodzielnie. Krótkie rozdziały nikogo nie zniechęcą, a obecne na każdej stronie mniejsze i większe ilustracje dodatkowo umilą lekturę. O świetnej, trzymającej w napięciu historii już chyba nie muszę wspominać. Przygody Kostka i Kajtka zaintrygują małych i dużych. Historia jest ciekawa i zabawna, nikt nie powinien się przy niej nudzić, bo każdego powinna zainteresować. To świetny sposób na rozpoczęcie przygody z książkami detektywistycznymi. A doskonale wiem, że właśnie tego typu książki cieszą się szczególną sympatią młodych czytelników. Teraz także ci bardzo młodzi będą mieli w czym wybierać.



 
Dociekliwi detektywi. Upiorna szkoła

Tracey Corderoy

ilustracje Steven Lenton

tłumaczenie Ernest Kacperski

Zielona Sowa 2021

wiek 6+


 https://www.zielonasowa.pl/

"Opakowania, czyli perfumowanie śledzia. O grafice, reklamie i handlu w PRL-u" (Wydawnictwo Marginesy)

Urodziłam się w połowie lat 80. XX wieku. Jeśli zaznałam życia w PRL-u, to w bardzo niewielkim stopniu. Pamiętam kartki na żywność i to, co działo się w Polsce, kiedy PRL odchodził do historii. Lepiej pamiętam kolorowe lata 90., kiedy zachłysnęliśmy się zachodnimi produktami, kiedy w telewizji pojawiły się pierwsze reklamy, a zazdrość budziły kolorowe reklamówki noszone z dumą przez ludzi wracających z zakupów. Powinnam więc chętniej i z większym zainteresowaniem (lub sentymentem) zgłębiać historię narodzin kapitalizmu. Mimo to pracę magisterską napisałam właśnie o PRL-u. Sporo się wtedy dowiedziałam nie tylko o wydarzeniach politycznych i sytuacji społecznej, ale również o kulturze i popkulturze. Nigdy jednak nie zagłębiałam się w kwestie związane ze sztuką użytkową i tym, jak w szarym PRL-u wyglądały sklepowe wystawy, w jaki sposób podchodzono do reklamy i jak projektowano etykiety produkowanych w tamtych czasach produktów. Zainteresowało to z kolei Katarzynę Jasiołek, której książka Opakowania, czyli perfumowanie śledzia towarzyszyła mi przez ostatnie kilka dni.

 

Książka zaskoczyła mnie swoją objętością. Ma ponad 400 stron i na większości z nich dominuje tekst. Nie brakuje oczywiście zdjęć (i jest ich tu naprawdę sporo), ale to jednak słowo pisane odgrywa tu pierwszoplanową rolę. Czy to źle? Nie, historie poświęcone grafice, reklamie i szeroko pojętemu handlowi z czasów PRL-u są naprawdę wciągające, więc nawet nie zauważałam, kiedy przewracałam kolejne strony i kończyłam czytać kolejne rozdziały. Znajdziecie w tej książce mnóstwo ciekawych historii. Na przykład o konkursach organizowanych dla dekoratorów witryn. Przekonacie się, czy były w stu procentach sprawiedliwe i czy wszyscy mieli takie same szanse. Dowiecie się, jakim problemem był brak opakowań, w które można było pakować mniejsze ilości towaru, który do sklepów dostarczany był w dużych, zbiorczych opakowaniach. Przekonacie się, czy ludzie w sklepach samoobsługowych i tych, w których o produkt trzeba poprosić sprzedawcę dokonywali takich samych wyborów. To opowieść nie tylko o opakowaniach, problemach z dostępnością podstawowych towarów, a o pojawiających się towarach luksusowych, ale również o ludziach. Wciągająca i pasjonująca. A do tego uzupełniona mnóstwem zdjęć. Ci, którzy choć trochę pamiętają PRL na pewno odnajdą na nich produkty, których sami używali. Ja, dziecko lat 80., znalazłam ich całkiem sporo, więc ci, którzy są ode mnie choć trochę starsi znajdą ich na pewno jeszcze więcej. A taki książkowy powrót do przeszłości sprawi im na pewno sporą przyjemność. Zwłaszcza, że znajdziecie tu nie tylko zdjęcia opakowań cukru czy konserw. Są również etykiety peerelowskich słodyczy, zabawek (i całe zabawki) oraz wydawanych w tych latach płyt z muzyką! Niezwykła podróż w czasie gwarantowana.






Kogo zainteresuje ta książka? Najłatwiej byłoby powiedzieć, że wszystkich. Coś interesującego znajdą w niej ci, którzy opakowania polskich produktów wytwarzanych w czasach PRL-u pamiętają, ci, którzy poznają je dopiero dzięki tej książce i ci, którzy kwestiami związanymi ze sztuką użytkową zajmują się zawodowo. Katarzyna Jasiołek podeszła do tematu bardzo poważnie. To bardzo mądra książka, pełna informacji, ciekawostek, teorii i historii. Spodziewałam się po niej raczej rozrywki z gatunku lekkich łatwych i przyjemnych. Byłam zaskoczona ogromem informacji, jakie autorka w niej zawarła. Przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Potraktowałam jako zapis historii czasów nie tak odległych, ale jednak minionych. Czasów, które zwłaszcza w sferze sztuki użytkowej związanej z opakowaniami już nie wrócą. A szkoda, bo czytając kolejne rozdziały i przyglądając się kolejnym zdjęciom nie mogłam pozbyć się wrażenia, że w tym szarym PRL-u przykładano wielką wagę do detali i nawet metki bywały małymi dziełami sztuki.






 

Opakowania, czyli perfumowanie śledzia. O grafice, reklamie i handlu w PRL-u

Katarzyna Jasiołek

Wydawnictwo Marginesy 2021


https://marginesy.com.pl/

"Pomelo i wielka przygoda" (Wydawnictwo Zakamarki)

Lubicie podróżować? Pytam, bo są podobno ludzie, którzy nie lubią ruszać się z miejsca. Dlaczego? To nie jest pytanie do mnie. Ja lubię podróżować. Lubię odwiedzać nowe miejsca i te, które znam jak własną kieszeń. Każda podróż czegoś nas uczy, w każdej doświadczamy czegoś nowego. Każda podróż to wielkie przeżycie i zupełnie nowe doświadczenie. Podróżować (na swój sposób i na własnych zasadach) mogą wszyscy. Mali i duzi. Podróże uwielbiają również bohaterowie literaccy. Także ci najmniejsi, dla których samotna wyprawa jest naprawdę ogromnym wyzwaniem.

 

Na przykład taki Pomelo, maleńki różowy słoń. Właśnie ten malec pewnego dnia, bardzo starannie pakuje plecak i rusza przed siebie. Dokąd? Tego Pomelo chyba sam nie wie. Idzie przed siebie, nie patrzy na trudności i pokonuje kolejne przeszkody. Poznaje nowych przyjaciół, podziwia piękne krajobrazy. Wszystko, co widzi jest dla niego nowe i ciekawe. Czasem jest zdziwiony, czasem coś go zaskakuje. Są chwile, w których bardzo się cieszy i te, które wzbudzają u niego smutek albo nawet strach. Zdarza się, że psuje się pogoda albo pojawiają się inne, nietypowe zjawiska. A dokąd tak naprawdę zmierza? Dokąd uda mu się dotrzeć? Na to pytanie odpowiedzieć nie mogę, bo odebrałabym Wam całą przyjemność obcowania z tą książką.



Opis podróży, w którą wyruszył Pomelo sprawia, że serce zaczyna bić mocniej. Maleńki bohater nie ogląda się za siebie, czuje, że musi opuścić swój dom i ruszyć w świat. Idzie i zachwyca się tym, co go otacza. To bardzo piękna lekcja dla czytelników. Pomelo uczy ich czerpać radość z małych rzeczy. Mały słoń pokazuje, że nie trzeba podróżować daleko, żeby doświadczyć czegoś wyjątkowego. Pomelo i wielka przygoda to książka, która na pewno spodoba się przedszkolakom. Do gustu przypadnie im nie tylko opis przygód małego słonia. Zachwycą ich również ilustracje. Duże, bo zajmują całe strony, niezwykle kolorowe i wypełnione szczegółami. Można na nie patrzeć godzinami, wyszukiwać kolejne detale. Dzięki temu również czytelnicy mają okazję odbyć pewną podróż. O ile ta przeżyta przez Pomelo jest prawdziwą wyprawą, to ta odbywana przez czytelnika będzie podróżą w świat najpiękniejszych i najbardziej wyjątkowych książek. Tych, o których pamięta się po latach.




 

Pomelo i wielka przygoda

Ramona Badesau

ilustracje Benjamin Chaud

tłumaczenie Katarzyna Skalska

Zakamarki 2021


 https://www.zakamarki.pl/

"W kółko o dziewczynach" (Instytut Wydawniczy Latarnik)

Gdybyście kazali Tosi wybrać trzech ulubionych pisarzy, bez wahania wymieniłaby w tej grupie Marcina Szczygielskiego. Książki jego autorstwa zawsze czyta z wypiekami na twarzy. To przy nich śmieje się najgłośniej i o nich rozmyśla najdłużej. Marcin Szczygielski. Przeczytała (prawie) wszystkie napisane przez niego książki dla dzieci i młodzieży. Każda z nich reprezentuje nieco inny gatunek, a jednocześnie wszystkie budzą jej zainteresowanie i ogromną sympatię. Tym razem autor mocno nas zaskoczył i zamiast kolejnej powieści, dał czytelnikom zbiór opowiadań.

 

Jak się łatwo domyślić po przeczytaniu tytułu, bohaterami wszystkich opowiadań są dziewczyny. W prawdziwym życiu nie miałyby szansy się spotkać, bo przyszły na świat na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Różni je wiele, łączy ciekawe (choć często niełatwe) życie, które okazało się doskonałym materiałem literackim. Bohaterką pierwszego opowiadania jest młoda Żydówka. Akcja Złotego pałacu toczy się w czasie II wojny światowej. Dziewczynka razem z matką ucieka w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia, w którym miałyby szansę przetrwać wojenną zawieruchę. Bohaterka wspomina czasy, kiedy nie było wojny, kiedy wszystko było łatwiejsze, lepsze i bardziej kolorowe. Opowiadanie jest mocne. Być może dla niektórych mogłoby się również niezrozumiałe. Kontekst historyczny jest w tym przypadku bardzo ważny. Tym, którzy wcześniej nie słyszeli o holocauście autor bardzo wiele wyjaśnia w komentarzu, który znalazł się na końcu opowiadania. Podobnie jest z wieloma kolejnymi historiami. Po ich zakończeniu możemy przeczytać komentarz. Dotyczy on kontekstu wydarzeń przedstawionych w opowiadaniu. Dzięki temu czytelnikom łatwiej będzie zrozumieć tło całej historii. A historie są bardzo różne. Znalazło się w tej książce inne opowiadanie dotyczące II wojny światowej, jest także historia dziewczynki żyjąca w Berlinie podzielonym przez mur berliński. Są opowieści całkiem współczesne. O Natalii, która wymienia sms-y z chłopcem, którego nie zna. I choć wie, że nie powinna nawiązywać takich znajomości, tylko jemu ma odwagę opowiedzieć o swoich problemach. Akcja innego opowiadania toczy się w niemal w czasie rzeczywistym. Elżbieta musi na jakiś czas przeprowadzić się ze swoją mamą do domu pomocy społecznej. Trwa pandemia i placówka zostaje całkowicie zamknięta, więc personel nie będzie mógł jej opuszczać. Mama nie chce (i nie może) zostawić córki samej, więc dziewczynka nie ma wyboru. Nie jest z tego oczywiście zadowolona, ale jej protesty i tak na nic by się zdały. 


 

 
Takich i podobnych opowiadań jest w tej książce dwanaście. Każde uczy czegoś innego. Każde porusza bardzo czułe struny. Pokazuje dziewczyny mądre, odważne, nieśmiałe i zagubione. Dziewczyny, które się boją, które nie wiedzą, co zrobić, bo spotkało je właśnie coś trudnego. Muszą znaleźć w sobie siłę do działania (albo przetrwania). Muszą komuś zaufać, znaleźć osobę, która będzie mogła im pomóc. Kolejne opowiadania pokazują życie jako mieszaninę dobrych i złych rzeczy. Wydarzeń przyjemnych i tych dużo trudniejszych, z którymi trzeba się zmagać. Marcin Szczygielski pokazuje, że nieustannie dokonujemy jakiś wyborów, z których konsekwencjami musimy się później mierzyć. Na tym polega prawdziwe życie i tak wygląda nasza życiowa droga. Ta książka to jedna z najmądrzejszych i najciekawszych książek jakie miałam okazję w tym roku z Tosią przeczytać. W kółko o dziewczynach to książka, którą każda dziewczyna powinna mieć i przeczytać. To jedna z tych książek, które zostają w sercu i głowie na bardzo długi czas (a może i na zawsze). To doskonały prezent dla dziewczynek, które są bliskie naszym sercom. Prezent od serca, przepełniony mądrością, zrozumieniem i uzupełniony niebanalnymi ilustracjami Grażyny Rigall. Czego chcieć więcej? My (jak zwykle) chcemy kolejnych książek Marcina Szczygielskiego.





W kółko o dziewczynach

Marcin Szczygielski

ilustracje Grażyna Rigall

Instytut Wydawniczy Latarnik 2021 

https://latarnik.com.pl/


"To twój dom, Lulu" (Wydawnictwo Wilga)

To już ostatnia ze świąteczno-zimowych recenzji, jakie przygotowałam w tym roku. Ciekawych książek ukazało się wiele i każda warta była przeczytania i zaprezentowania na blogu. Naszą rodzinną tradycją jest ich wspólne czytanie. Lubimy spędzać grudniowe wieczory na czytaniu tych najbardziej wyjątkowych i niezwykłych historii, które stanowią wspaniałe wprowadzenie do przeżywania świąt. Dziś, jakby na przekór temu, mam książkę, którą dzieci z ogromną przyjemnością przeczytają samodzielnie. Zwłaszcza te, które przygodę z czytaniem dopiero zaczynają.

 

Opowieść Lindy Chapman pod tytułem To twój dom, Lulu ma niespełna sto stron. To niedużo, patrząc również na to, że tekst wydrukowany został całkiem sporą czcionką. Czy to wada? Absolutnie nie, dzięki temu mogą tę historię samodzielnie czytać dzieci, które z dłuższymi tekstami mogłyby sobie jeszcze nie poradzić. Zniechęcenie, które przychodzi przy zbyt trudnej albo zbyt długiej lekturze, może wpłynąć na kolejne czytelnicze wybory naszego dziecka albo w ogóle zniechęcić je do czytania. To jest twój dom, Lulu nikogo do czytania nie zniechęci. Przeciwnie, ta książka pokaże, jak wielką przyjemnością może być samodzielne czytanie.


 

Bohaterami książki jest rodzeństwo Gabrysia i Jacek. Mama dzieci prowadzi firmę o pięknej nazwie Psi Raj, hotel dla zwierząt oraz oferuje swoim klientom dzienną opiekę nad ich pupilami. Z kolei jej dzieci specjalizują się w poszukiwaniu domów dla zwierząt, które swój dom, z różnych powodów straciły. W pierwszym rozdziale właśnie spotykają kolejnego czworonoga, który potrzebuje pomocy. To maleńka, przerażona kotka, która albo się zgubiła, albo którą ktoś wyrzucił. Gabrysia i Jacek muszą się tego dowiedzieć. Na szczęście szybko orientują się, że zwierzątko ma identyfikator. Na nim zapisano nazwisko właścicielki. Okazuje się nią przyjaciółka mamy dzieci. Gabrysia i Jacek odwiedzają ją i pytają, dlaczego kot błąkał się po okolicy. Pani Zuzanna wyjaśnia całą sprawę i dochodzi do wniosku, że z pewnych powodów (dokładnie dwóch czworonożnych i futrzastych powodów) musi znaleźć kotce nowy dom. Z pomocą przychodzą Gabrysia i Julek. Rodzeństwo znalazło już dom kilku czworonogom, więc mają nadzieję, że i w tym przypadku sobie poradzą.


 

Jak będą przebiegać poszukiwania domu nie zdradzę. Tę piękną historię trzeba poznać samemu. Emocji nie zabraknie, a przy okazji autorka przemyca sporą dawkę wiedzy na temat zwierząt. Także tej dotyczącej ich adopcji lub zakupu. Linda Chapman uczy czytelników, że zwierzę nie jest rzeczą, zabawką, którą można odłożyć na półkę, kiedy nam się znudzi albo nie mamy czasu się nią zajmować. To bardzo ważna lekcja, zwłaszcza w obliczu zbliżających się świąt i powtarzanych w wielu rodzinach próśb o zakup zwierzątka. Przykład Lulu pokazuje, że przygarnąć czworonoga jest łatwo i często mamy bardzo dobre intencje. Może się jednak zdarzyć, że nie będziemy mogli sprostać opiece nad nim. Tak było w tym przypadku. Jednak To twój dom, Lulu to nie tylko książka, która edukuje, to przede wszystkim ciekawa opowieść dla starszych przedszkolaków i dzieci w wieku szkolnym. Każde znajdzie w niej coś dla siebie i przeczyta ją z przyjemnością. Szczególnie w tym wyjątkowym przedświątecznym i świątecznym czasie.



 

To twój dom, Lulu

Linda Chapman

ilustracje Sophy Willams

tłumaczenie Ewa Kleszcz

Wydawnictwo Wilga 2021