"Pobipięta, czyli co się kryje w nazwiskach" (Wydawnictwo Znak Emotikon)

Pamiętacie ten dowcip o książce, w której występuje najwięcej bohaterów? Chodziło oczywiście o książkę telefoniczną, dziś już zupełnie zapomniane źródło adresów i numerów telefonów osób nam znanych i nieznanych. W XXI wieku książek telefonicznych już nie ma, nie możemy przejrzeć jej i przyjrzeć się nazwiskom ludzi, którzy mieszkają w naszym mieście. Nie możemy również wyszukiwać w niej najpopularniejszych, najdziwniejszych albo najciekawszych nazwisk. Musimy radzić sobie w inny sposób.

 

Pomocną dłoń wyciąga do nas Michał Rusinek, autor książki Podbipięta, czyli co się kryje w nazwiskach. Znajdziemy w niej nazwiska, które dobrze znamy, bo nosi je wiele osób z naszego najbliższego otoczenia i nazwiska mało znane, z którymi być może nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Zostały podzielone na różne grupy, zgodnie z zasadą ich tworzenia lub historią pochodzenia. Są nazwiska, którym początek dały imiona (na przykład Biernat, Siemion i Olech), nazwiska, które pochodzą od imion rodziców (na przykład Adamowicz, Marczyk i Fedorowicz). Są nazwiska pochodzące od obcych słów (dobrze znane Holoubek, popularne Miller i Bem). Nie zabrakło nazwisk pochodzenia żydowskiego, jak choćby Szuman, Landu czy Goldberg. Inne nazwiska mają swoje źródło w zawodach, które wykonywały osoby, które je noszą. Jednak najciekawszą, przynajmniej moim zdaniem, grupę stanowią nazwiska złożone, czyli takie, na które składają się przynajmniej dwa słowa. Przykłady? Choćby Paliwoda albo Sobierajski. Takie nazwiska to również Pędzimąż i tytułowy Podbipięta. Bardzo ciekawą częścią tej książki jest przedstawienie na mapie Polski tego samego nazwiska, które w różnych regionach brzmią zupełnie inaczej. Zresztą cała ta książka to kopalnia wiedzy. Autor przekazuje czytelnikom mnóstwo ciekawych informacji. Przy okazji zachęcając do zastanowienia się nad pochodzeniem własnego nazwiska. Na to, jakie nazwisko nosimy nie mamy wpływu. Zdarza się (choć tak być nie powinno), że jest dla nas powodem wstydu, bo ktoś się z niego śmieje. Może okaże się, że nie ma się z czego śmiać, bo nasze nazwisko ma tajemnicze pochodzenie, ciekawe źródło i raczej powinno budzić zazdrość, a nie uśmiech!





To kolejna książka, w której Michał Rusinek pokazuje młodym czytelnikom, skąd wzięły się słowa, których używamy na co dzień. Po książce o zapożyczeniach, nazwach miejscowości i regionalizmach wziął na warsztat nazwiska. Nazwiska, które towarzyszą nam od urodzenia. Każdy z nas je ma, choć rzadko zastanawiamy się nad ich pochodzeniem. A może się okazać, że nasze nazwisko ma zupełnie inne pochodzenie niż do tej pory podejrzewaliśmy. Ja, czytając tę książkę, wiele razy przecierałam oczy ze zdumienia. Nie ma tu oczywiście wszystkich noszonych przez Polaków nazwisk, ale i tak jest ich wiele i każde ma ciekawe pochodzenie. Z wieloma pewnie się zetknęliście, niektóre usłyszycie po raz pierwszy. Bez względu na to, jakie będą proporcje nazwisk, które znacie i tych, z którymi się wcześniej nie spotkaliście, przeczytacie tę książkę z przyjemnością i zainteresowaniem. Jest, jak zwykle u Michała Rusinka, mądra i zabawna. I oczywiście zilustrowana przez Joannę Rusinek, jak zwykle z charakterem i humorem! A my, jak zwykle, jesteśmy zachwycone! I zastanawiamy się, o czym będzie kolejna książka.





 
Podbipięta, czyli co się kryje w nazwiskach

Michał Rusinek

konsultacja dr Artur Czesak

ilustracje Joanna Rusinek

Znak Emotikon 2022 


 https://www.znak.com.pl/

"Prawo drapieżcy" i "Pazury gniewu" (Wydawnictwo Dwie Siostry)

Kryminały mają w biblioteczce Tosi bardzo mocną reprezentację. Lubi te w stylu retro, lubi te bardzo współczesne, dopiero co wydane i te, które na księgarnianych i bibliotecznych półkach są już od dawna. Kryminałów o zwierzętach nie miała do tej pory zbyt wielu. Czworonożni bohaterowie niezbyt często zajmowali się sprawami kryminalnymi. Jednym z wyjątków jest Borsuk Starszy, detektyw, którego być może pamiętacie z książki Wilcza nora (KLIK).

Jakiś czas temu ukazał się drugi, a potem również trzeci tom przygód mieszkańców Dalekiego Lasu. Tym razem śledztwa zatoczą znacznie szersze kręgi. Pierwsze, opisane w Prawie drapieżcy, związane będzie z kurami. Borsuk Starszy i jego pomocnik Borsukot zajmą się sprawą uduszonej kury. Co się stało? Kto maczał w tym palce (albo łapy)? Kto coś widział, ale nie zapobiegł zbrodni? I co wspólnego z tym wszystkim może mieć właścicielka kurnika? Wiele pytań, jeszcze więcej wątpliwości. Są świadkowie, eksperci i jedna uduszona kura. Śledczy będą musieli przesłuchać świadków, zebrać dowody, a potem wskazać winnego.



 

W trzecim tomie powieści detektywistycznych o przygodach mieszkańców Dalekiego Lasu poszkodowaną będzie kotka perska Markiza. Miłością do niej zapałał Borsukot, który uznał białą kotkę za najpiękniejsze stworzenie chodzące po ziemi. Ich związek nie ma jednak na razie szans na rozwój, ponieważ Markiza zniknęła. Uprowadzono ją z konkursu piękności. Prawdopodobnie jest w wielkim niebezpieczeństwie. Borsukot musi ją uratować. Nie będzie to łatwe. Pojawi się żądanie okupu, pojawią się listy z groźbami i podejrzani, którzy nie mają nic wspólnego ze sprawą. A czas nagli...




Książki Anny Starobiniec polubiłam od pierwszego spotkania. Za ciekawą narrację, niebanalną historię, ciekawe opisy, ogrom humoru i dreszczyk emocji. Te książki są doskonałe. Przemyślane w każdym, nawet najdrobniejszym elemencie. Anna Starobiniec nazywana jest "rosyjską królową horroru" i nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Jej książki czyta się jednym tchem i z ogromną przyjemnością. Dzieci będą nimi oczarowane. Dorośli również przeczytają je z przyjemnością. To po prostu dobre książki, ze świetną historią i doskonałymi ilustracjami. Zarówno ich czytanie, jak i oglądanie sprawi im ogromną przyjemność. Tak pięknie wydane i dobrze napisane książki po prostu chce się czytać!


 Prawo drapieżcy

Pazury gniewu

Anna Starobiniec

ilustracje Marie Muravski

tłumaczenie Agnieszka Sowińska

Dwie Siostry 2021


 https://wydawnictwodwiesiostry.pl/

"Koniec z Mileną?" (Wydawnictwo Zakamarki)

To naprawdę niepozorna książka. Niewielki format może sprawić, że ktoś łatwo ją przeoczy. Dlatego miejcie oczy szeroko otwarte. Tej książki przeoczyć nie można. Trzeba zwrócić na nią uwagę, zwłaszcza jeśli jest się młodszym nastolatkiem i przeżywa właśnie swoje pierwsze, miłosne zauroczenie.

 

Bohaterów tych książek znają wszyscy miłośnicy dziecięcej literatury rodem ze Skandynawii. Spotkać ich można było w trzech wcześniejszych książkach. Każda z nich silnie akcentowała kwestie związane z pierwszą miłością. Główny bohater, Dawid, obdarzył uczuciem swoją rówieśniczkę. Milena w końcu odwzajemniła jego uczucie i zarówno Dawid, jak i czytelnicy mogli mieć nadzieję na dalszy, szczęśliwy rozwój wydarzeń. Niestety, życie ma na to inny plan. Związek Mileny i Dawida zostanie wystawiony na bardzo poważną próbę. Dawid podejmie bardzo ważną i trudną decyzję. Zdecyduje się zerwać z Mileną. Skąd taki pomysł nie będę Wam zdradzać. Musicie sami krok po kroku i strona po stronie odkrywać prawdę. 



 

Książek dla młodzieży nigdy za wiele. Pozwalają one przebrnąć przez ten trudny czas dojrzewania. Pokazują relacje między rówieśnikami oraz między dziećmi a dorosłymi. Opisują życie w szkole i poza nią. Ułatwiają zrozumienie wielu kwestii, poruszają tematy trudne, o których dzieci nie chcą rozmawiać, a rodzice nie wiedzą, jak taką rozmowę zacząć. W książce Koniec z Mileną? wątków jest wiele, najważniejsze to oprócz relacji chłopak - dziewczyna, to relacje rówieśnicze, które często ulegają zachwianiu, kiedy pojawia się ktoś trzeci. Sporo miejsca poświęcono również plotkom. Łatwości ich tworzenia i rozpowszechniania. To, co może nam wydawać się beztroską zabawą albo niewinnym żartem, może nieźle namieszać w życiu innych ludzi.



 

Jak sami widzicie, książka może jest niepozorna, ale na pewno jest warta uwagi, przeczytania, przemyślenia i przegadania. Młodym czytelnikom na pewno się spodoba, bo porusza tematy bardzo im bliskie. Ich rodzicom pokaże, z jakimi problemami mogą borykać się ich dzieci. To bardzo mądra i wartościowa lektura. Przeczytajcie sami, z dziećmi albo polećcie do przeczytania swoim dzieciom. Ta lektura da Wam na pewno sporo satysfakcji.



 

Koniec z Mileną?

Per Nilsson

ilustracje Pija Lindenbaum

tłumaczenie Marta Rey-Radlińska

ZAKAMARKI 2022


 https://www.zakamarki.pl/

 

"Tajemnica domu w Bielinach" (Wydawnictwo Wilga)

Jadąc na wakacje samochodem możemy zabrać nieograniczoną ilość książek i drugie tyle kupić na miejscu. Decydując się na podróżowanie komunikacją zbiorową musimy dokonać ostrzejszej selekcji. Tym razem każda wzięła po jednej książce dla siebie. Do walizki spakowałyśmy również jedną książkę do wspólnego (jak się okazało nie tylko) wieczornego czytania. Padło na Tajemnicę domu w Bielinach. Wybór dość ryzykowny, ponieważ nie czytałyśmy wcześniej żadnych książek Katarzyny Bereniki Miszczuk (swoją drogą Tajemnica domu w Bielinach to jej debiut w obszarze literatury dziecięcej), więc nie mogłyśmy mieć pewności, że jej styl przypadnie nam do gustu. Historia wydawała się nam jednak na tyle ciekawa, że postanowiłyśmy zaryzykować.

 

W jednej chwili przeniosłyśmy się pod Kielce. Do małej miejscowości zwanej Bielinami. Tu mieszka ciocia Mirka, bardzo daleka krewna rodziny Lipowskich. Starsza pani od jakiegoś czasu zmaga się z chorobą Alzheimera i nie może już dłużej mieszkać sama. Swoją pomoc oferuje jej Kazia (trudno nazwać ją wnuczką albo siostrzenicą, bo powinowactwo jest tak zawiłe, że nie można zamknąć go w jednym słowie). Kazia spędzała u cioci Mirki wakacje, kiedy była dzieckiem. Teraz, z własnymi dziećmi, decyduje się na przeprowadzkę do miejsca, z którego ma tyle dobrych wspomnień. Przeprowadzka jest jej potrzebna, bo niedawno rozstała się z mężem i zmiana otoczenia wydaje jej się najlepszym pomysłem. Ciocia ma dom, ogród, a nawet kawałek własnego lasu. Dla dzieci będzie to idealne miejsce do życia. Na dodatek zaczynają się wakacje, więc Bogusia, Leszek, Tosia i najmłodsza Dąbrówka (której z racji wieku obowiązek szkolny jeszcze nie obejmuje) na pewno nie będą się nudzić. Dzieci do pomysłu mamy podchodzą z mniejszym entuzjazmem. Nie chcą opuszczać Warszawy, przyjaciół i znanych sobie miejsc. Szczególnie źle reaguje na to dwunastoletnia Bogusia, która najbardziej przeżyła rozwód rodziców. Mama bardzo się stara. Chce, żeby dzieci polubiły Bieliny i ciocię Mirkę. Kusi dzieci starym, ale wyremontowanym domem z duszą, ogrodem i wieloma rzeczami, których w Warszawie mogłyby nigdy nie doświadczyć. Niestety, po przyjeździe na miejsce okazuje się, że zaprzyjaźniony z mamą prawnik, który dopełniał wszelkich formalności, nie był z nią do końca szczery. Dom się sypie, ogród nie przypomina ogrodu, raczej zarośniętą chwastami i trawą łąkę, a ciotka ma tak duże problemy z pamięcią, że nawet nie wie kto do niej przyjechał. Katastrofa! Trudno powiedzieć, co się stało. Kto był nieszczery, kto się pomylił albo celowo zataił prawdę. Nie ma jednak innego wyjścia, trzeba zakasać rękawy i wziąć się za remont oraz podjąć próbę ratowania ogrodu. To jednak okazuje się nie takie łatwe. Dlaczego? Tego już nie zdradzę. Wiedzcie jednak, że coś wspólnego z tym rozgardiaszem mogą mieć słowiańskie bóstwa.



 

Tajemnica domu w Bielinach bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Książkę czyta się praktycznie jednym tchem. Każdy chce się jak najszybciej dowiedzieć, co stało się potem i jakie nowe trudności czekały jeszcze na rodzinę Lipowskich. Oczywiście, do śmiechu jest głównie czytelnikom, rodzinie aż tak wesoło nie jest. Sprawa jest tajemnicza, niebezpieczna i jednocześnie bardzo fascynująca. Wiecie co to oznacza? Dzieci nie spoczną, dopóki nie rozwiążą tej zagadki. Czytelnicy będą z zainteresowaniem podążać ich śladem. Przy okazji poznając mitologię słowiańską, przyglądając się relacjom panującym między rodzeństwem oraz obserwując, w jaki sposób dzieci nawiązują znajomości z mieszkającymi w Bielinach rówieśnikami. Sporo miejsca autorka poświęciła również opisom emocji, które towarzyszą dzieciom w związku z rozwodem rodziców i założeniem przez tatę nowej rodziny. To niełatwy temat, ale wielu czytelników mogło się zetknąć z tym problemem, więc w uczuciach dzieci odnajdą te, z którymi same się borykały albo borykają. Oprócz warstwy realnej jest w tej książce garść zjawisk tajemniczych i nadprzyrodzonych. To dodaje tej powieści aury tajemniczości i wyjątkowości. Tę ostatnią podkreślają ilustracje Marcina Minora. Jest ich niewiele, ale każda zachwyca, bo doskonale wkomponowała się w tę książkę. Książkę, która jest pierwszym tomem zupełnie nowej serii. Już niedługo Tajemnica domu w Bielinach ma doczekać się kontynuacji. Zatem niecierpliwie czekamy na kolejne spotkanie z Lipowskimi. Wiemy, że warto!



 

Tajemnica domu w Bielinach

Katarzyna Berenika Miszczuk

ilustracje Marcin Minor

Wydawnictwo Wilga 2021



https://www.gwfoksal.pl/

Podróże Tosi: zima w Tatrach po raz pierwszy

Pomysł spędzenia ferii zimowych w górach kołatał się w mojej głowie od dawna. Wszyscy dobrze wiemy, jak od kilku lat wygląda zima w Polsce. Śnieg jest rzadkością, doskonale pamiętam lata, kiedy nie spadł ani jeden płatek śniegu. Tosia zawsze mówiła, że marzy o zobaczeniu zimy w górach, więc postanowiłam spełnić jej marzenia i zarezerwowałam pobyt pod Tatrami. I z nadzieją, ale również pewnym niepokojem obserwowałam prognozy pogody.

 

Tydzień przed naszym przyjazdem śnieg w Zakopanem stopniał, co nie napawało mnie przesadnym optymizmem. Kiedy nasz pociąg przejeżdżał przez Śląsk nieśmiało zaczął prószyć śnieg. Niestety, w Krakowie zmienił się w deszcz. Na szczęście w trakcie podróży autobusem do samego Zakopanego, śnieg zaczął padać tak mocno, że zaplanowana na niewiele ponad dwie godziny podróż, wydłużyła się o godzinę. Ale nie narzekałyśmy. Marzenia o białych feriach właśnie się spełniały, choć na początku przypominało to film katastroficzny. Nie sprawdzałam ile czasu zajęła nam droga z dworca do pensjonatu. Do pokonania miałyśmy 900 metrów. W śnieżycy, która rozpętała się nad Zakopanem nie było to łatwe zadanie, dodatkową motywację stanowiły coraz lepiej słyszalne grzmoty. Burza w styczniu? Cóż, jak widać, wszystko jest możliwe. Zameldowałyśmy się pensjonacie, odpoczęłyśmy, wypiłyśmy ciepłą herbatę, przebrałyśmy się w odpowiednie na górską zimę ubrania i ruszyłyśmy w miasto. Obiad, spacer, pierwsze zjazdy na znajdującej się na Równi Krupowej górce i już wiedziałyśmy, że o taką właśnie zimę nam chodziło!

Ponieważ żadna z nas nie jeździ na nartach, plany skupiały się głównie wokół chodzenia po górskich szlakach. Zima w górach znacznie różni się od tej w mieście, a szlaki w niczym nie przypominają tego, co znamy z lata, więc plany nie były przesadnie ambitne, ale miałyśmy nadzieję na zrobienie kilku kilometrów i pokonanie niewielkich przewyższeń. Na pierwszy ogień, dzień po przyjeździe, Droga pod Reglami, od Wielkiej Krokwi do Krzeptówek, połączona z przejściem Doliny Strążyskiej. Tosia miała już okazję przejść tę trasę z dziadkami, dla mnie była to nowość. Droga okazała się niezbyt wymagająca, ale za to bardzo malownicza. W Herbaciarni Parzenica na Polanie Strążyskiej wypiłyśmy gorącą czekoladę, zagryzłyśmy ją szarlotką i ruszyłyśmy w dół. Dalszą wędrówkę uzależniłyśmy od busa, jeśli odjeżdżałby w ciągu następnych kilku (kilkunastu) minut, wróciłybyśmy do Zakopanego. Jednak bus miał odjechać dopiero za 50 minut, a do Krzeptówek miałyśmy minut 40, więc wybór był jasny. Po zejściu ze szlaku zajrzałyśmy jeszcze do Sanktuarium MB Fatimskiej na Krzeptówkach i busem wróciłyśmy do centrum Zakopanego. A niezmordowana Tosia miała jeszcze siłę na wieczorną zabawę na sankach.

Kolejnego dnia musiałyśmy wstać wcześniej, bo zaplanowałyśmy sobie spacer do Morskiego Oka. Nie udało nam się dotrzeć tam latem, więc postanowiłyśmy zrobić to zimą. Z Palenicy Białczańskiej pomaszerowałyśmy najpierw do Starej Roztoki. Niezwykle urokliwego schroniska, do którego prowadzi szlak rozpoczynający się w pobliżu Wodogrzmotów Mickiewicza. To dość unikatowe miejsce w polskich Tatrach. Do schroniska zaglądają w większości ci, którzy o nim choć raz słyszeli. Inni idą prosto w stronę Morskiego Oka albo odbijają w prawo w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich. Niech żałują ci, którzy przynajmniej raz tam nie byli. Polana przed schroniskiem jest doskonałym miejscem odpoczynku, a samo schronisko kusi pyszną kuchnią, ze szczególnym uwzględnieniem, najlepszej moim zdaniem, tatrzańskiej szarlotki. Zejście do niego zajmuje kwadrans, powrót na trasę do Morskiego Oka około dwudziestu minut. Ile spędzicie w schronisku, zależy od Was, ale pamiętajcie, że jeśli chcecie pójść dalej, to czeka Was jeszcze przynajmniej 1,5 godziny marszu. A potrzebujecie jeszcze czas na powrót do Palenicy. Do Morskiego Oka dotarłyśmy zgodnie z czasem wskazywanym przed drogowskazy. Śnieg był ubity, a pogoda sprzyjała wędrówkom, więc szło się dobrze. W schronisku, jak to w Morskim Oku, tłum. Tłumy również na zamarzniętej tafli jeziora. Usiadłyśmy na zewnątrz, zjadłyśmy zabrane na drogę kanapki, popiłyśmy herbatą z termosu i napawałyśmy się widokami. Trzeba było, bo trudno powiedzieć, czy wrócimy tam latem. Plany są, bo marzy nam się Czarny Staw pod Rysami, ale tłumy na drodze skutecznie zniechęcają.



Trzeciego dnia chciałyśmy wybrać się na Kalatówki albo do Doliny Kościeliskiej. Nie poszłyśmy w żadne z tych miejsc, ponieważ prognozowano kiepską pogodę i duże opady śniegu. Zdecydowałyśmy, że zostajemy w mieście. Pierwszym miejscem, które odwiedziłyśmy było Centrum Edukacyjne Tatrzańskiego Parku Narodowego (znajdujące się przy ulicy Tytusa Chałubińskiego 42a). Za wstęp nie płacicie, ale warto zarezerwować wejście wcześniej, żeby mieć pewność, że nie odejdziecie z kwitkiem. A wejść do Centrum naprawdę warto. Zwłaszcza, jeśli Wasze dzieci dopiero zaczynają przygodę z górami. Muzeum ma bardzo nowoczesną formę. W pierwszej sali znajdziecie ogromną makietę Tatr i wysłuchacie informacji na ich temat. Każde z miejsc, o których opowiada lektor zostaje podświetlone na makiecie oraz pokazane na monitorze, dzięki czemu doskonale wiecie, o czym akurat mowa. Kolejne sale przygotowują Was na wędrówki po Tatrach i pokazują ich bogactwo i różnorodność. Pokazują niezwykłą tatrzańską przyrodę oraz przypominają o należnym jej szacunku i ochronie. Bardzo wartościowe i interesujące miejsce. Koniecznie odwiedźcie je będąc w Zakopanem. Z Centrum Edukacji Przyrodniczej pomaszerowałyśmy pod Wielką Krokiew. Latem w jej okolicach odwiedziliśmy Tatrzański Park Edukacyjny. Teraz zobaczyć tam możecie nie tylko zwierzęta, ale również mile spędzić czas w Snowlandii. Czekają na Was Śnieżny Zamek, igloo, śnieżny labirynt i górki saneczkowe. Bilety na każdą atrakcję kupuje się osobno, więc możecie wybrać to, co interesuje Was najbardziej. Spędziłyśmy w Snowlandii ponad dwie godziny i na pewno się nie nudziłyśmy. Kolejnym punktem na naszej czwartkowej trasie miała być Willa Atma, w której mieści się Muzeum Karola Szymanowskiego i zabytkowy cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Nie udało się dotrzeć do żadnego z tych miejsc, bo plany pokrzyżowała śnieżyca. Padało niesamowicie. Nasze buty coraz głębiej zapadały się w śniegu, więc trzeba było zmienić plany. Na ulicę Kościeliską udało nam się dotrzeć późnym wieczorem, ale wejście na zabytkowy cmentarz było już oczywiście zamknięte.





 

I tak minęły cztery dni pod Tatrami. Było śnieżnie, intensywnie i pięknie. Tosia już drugiego dnia pytała, czy za rok możemy przyjechać znowu, więc to chyba najlepsza recenzja tego wyjazdu. Wracałyśmy znowu z niedosytem zwiedzania Zakopanego. Znowu nie udało nam się w niektóre miejsca dotrzeć. Cały czas brakuje mi takiego kompleksowego zwiedzenia miasta z jego wszystkimi najważniejszymi punktami i zabytkami. Może latem się uda? Na razie w głowach mamy intensywne wspomnienia z zimowych wędrówek. Było wyjątkowo!



"Śnieżyczka i Róża" (Wydawnictwo Mamania)

Oczywiście, że okładka nie jest najważniejsza. Wszyscy znamy powiedzenie, że nie można oceniać książki po okładce. A jednak każdemu z nas zdarza się kupić książkę tylko dlatego, że ma piękną okładkę. Śnieżyczka i Róża to właśnie jedna z takich książek. Od razu zwraca uwagę potencjalnego czytelnika. Ja nie mogłam się jej oprzeć i byłam bardzo ciekawa jaką opowieść w sobie kryje.

 

Byłam zaskoczona, kiedy okazało się, że Śnieżyczka i Róża to opowieść oparta na motywach baśni braci Grimm. Nie znałam tej historii wcześniej. Nie znalazłam w żadnym tomie, który miałam w swojej biblioteczce. Czytałam z zainteresowaniem, bo historia jest naprawdę niezwykła. Bohaterkami są dwie siostry, Śnieżyczka i Róża. Dziewczynki bardzo się od siebie różnią.

Róża miała włosy jak pasma czarnego jedwabiu, policzki rumiane jak płatki kwiatu

i głos tak łagodny, że czasem trudno było go dosłyszeć.

Śnieżyczka miała pukle białe jak łabędzi puch i oczy w kolorze zimowego nieba,

a jej śmiech był dziki i gwałtowny.

Śnieżyczka i Róża mieszkały w leśnej chatce razem ze swoją matką w leśnej chatce. Mieszkają w niej od czasu, kiedy zaginął ojciec dziewczynek. Mężczyzna wyjechał w podróż, z której nie wrócił. Matka razem z córkami musiała opuścić dotychczasowy dom i zacząć żyć znacznie skromniej w nowej, trudniejszej dla nich, rzeczywistości. Dziewczynkom bardzo brakowało ojca i tęskniły za starym życiem. Bardzo chciały poznać prawdę, dowiedzieć się, dlaczego koń, na którym wyjechał ojciec wrócił sam. W końcu postanowiły wyruszyć na siostrzaną wyprawę. Będą przemierzały las pełen magicznych mieszkańców i niezwykłych stworzeń. Wykażą się sprytem i odwagą. Będą musiały działać wspólnie, umieć dobrze oceniać sytuacje i intencje ludzi i stworzeń, których spotykają. A czy znajdą to, czego szukają? A może odkryją coś jeszcze innego? Przeczytajcie, a wszystkiego się dowiecie.




 

Zanurzcie się w tę niezwykłą historię. Wspaniałą baśń, klasyczną opowieść, która przenosi czytelnika do miejsc magicznych. Czyta się ją jednym tchem. Powiem więcej, tę książkę się niemal pochłania. Nie mogłam się od niej oderwać. Czytałam, czytałam i nie mogłam przestać się zachwycać. Jako dziecko wychowane na baśniach takie opowieści czytam z ogromną przyjemnością. Jest w niej wszystko, co lubię. Ciekawa historia, wspaniali bohaterowie, szczypta magi, odrobina tajemnicy. Wszystko opisane pięknym językiem i uzupełnione wspaniałymi ilustracjami. Klasycznymi, ale niebanalnymi. Pięknie dopełniającymi tę historię. Dzięki temu zyskuje piękną oprawę, która podbije serca czytelników. Małych i dużych. Wszyscy oni odnajdą w tej książce coś, co ich zachwyci.





 Śnieżyczka i Róża

Emily Winfield Martin

tłumaczenie Elżbieta Janota

Mamania 2021