"Dziadku i dziatki, czyli o słowach starych i nowych" (Wydawnictwo Literatura)

Macie czasem wrażenie, że Wasze dzieci mówią w jakimś innym i zupełnie dla Was niezrozumiałym języku? My pierwsze nieznane nam wcześniej słowa z ust Tosi usłyszeliśmy, kiedy rozpoczęła się jej przygoda ze szkołą. Nie ma ich wiele, ale zdarza się, że usłyszy od rówieśników jakieś słowo, które wyjątkowo przypadnie jej do gustu i na kilka tygodni (a czasem na dłużej) dołącza do grona używanych przez nią słów. Nie są to najczęściej słowa wyjątkowo wymyślne, bywają jednak dla niektórych (zwłaszcza starszych) niezrozumiałe. Warto pamiętać o tym, że słowa używane przez starszych mogą być również niezrozumiałe dla młodszych.Bo tylko pozornie mówimy tym samym językiem.



Dlatego czasem konieczny może okazać się słownik albo chociaż jakiś podręczny leksykon, który umożliwi międzypokoleniowe porozumienie. Czy takowy już istnieje? Okazuje się, że tak. Napisała go Agnieszka Frączek, dobrze znana autorka książek dla dzieci, która na języku polskim zna się jak mało kto! Jej książka Dziadki i dziatki, czyli o słowach starych i nowych każdego w tym utwierdzi. Trafiło do niej trzydzieści słów. Są te bardzo, bardzo stare, jak na przykład samotrzeć i świekier. Są słowa zupełnie nowe, jak dron, guglować i fejs. Są także takie, którym nadano nowe znaczenie. Na przykład post, który kojarzył się kiedyś głównie z odmawianiem sobie jakiś pokarmów, dziś od razu przywołuje na myśl wpis w internecie. 





Każde ze słów-bohaterów zostało przedstawione w formie wiersza. W te krótkie poetyckie formy autorka wplotła również inne słowa, które warte są poznania i zapamiętania. Jedne ze względu na swoją wieloznaczność, inne ze względu na różną pisownię, jeszcze inne mają bardzo ciekawą historię. Tę ostatnią poznajemy nie z wierszy, ale z krótkich informacyjnych wpisów, które pojawiają się przy każdym prezentowanym słowie. W nich w ciekawy i, co najważniejsze, zrozumiały nawet dla najmłodszych sposób, Agnieszka Frączek wyjaśniła dzieciom znacznie słów i krótko opowiedziała o ich historii. Te fragmenty na pewno przypadną du gustu starszym czytelnikom. Ich lektura będzie fascynującą podróżą w świat języka, który cały czas się zmienia, a my każdego dnia możemy tę ewolucję (a może jednak rewolucję) obserwować.




W normalnym świecie dbamy o to, żeby nasze dzieci miały kontakt ze swoimi dziadkami, a jeśli nadal żyją, to i pradziadkami. Chcemy, żeby ich poznali i mieli związane z nimi wspomnienia. Teraz o spotkaniach z seniorami nie ma mowy, izolujemy się od siebie, nasze dzieci z dziadkami rozmawiają jedynie przez telefon albo komunikatory internetowe. Jeszcze kilkanaście lat temu w takiej sytuacji jak ta, trudno byłoby utrzymywać kontakt. Dziś możliwe jest niemal wszystko. Podstawą porozumienia jest jednak to, żeby mówić tym samym językiem. A most między językiem młodszych i starszych buduje ta książka. Pięknie zilustrowana przez Magdalenę Kozieł-Nowak i świetnie napisana przez Agnieszkę Frączek. Interesująca dla wszystkich, doskonale nadaje się do głośnego i wspólnego czytania. Najlepiej na kolanach babci albo dziadka. O to może być teraz trudno, ale kto powiedział, że przez telefon czytać nie można? Trzeba spróbować, przecież czytanie łączy pokolenia.




Dziadki i dziatki, czyli o słowach starych i nowych
Agnieszka Frączek
ilustracje Magdalena Kozieł-Nowak
Wydawnictwo Literatura 2020



"Gerda. Opowieść o morzu i odwadze" (Wydawnictwo Zielona Sowa)

Ta książka już zawsze będzie kojarzyć mi się z morzem. Pamiętam jak jej pierwszy tom zabraliśmy rok temu nad Bałtyk i na prawie pustej plaży robiliśmy zdjęcia do recenzji.Drugi tom tyle szczęścia nie ma. Musi zadowolić się zdjęciami robionymi w domu. Prawda jest jednak taka, że ta książka nie potrzebuje ani pięknych zdjęć, ani długich recenzji. Jest tak doskonała, że broni się sama.


Doskonały był już pierwszy tom (KLIK). Niebanalna, wspaniała, poruszająca do głębi historia rodziny wielorybów. Łatwa do przeniesienia w świat ludzi. Dzięki temu wszyscy czytelnicy szybko identyfikują się z bohaterami. Miłość rodzinna, tęsknota za bliskimi, chęć bycia przy nich, gotowość do wielkich poświęceń. To wszystko znalazłyśmy w książce Gerda. Historia wieloryba. Zapowiedź drugiej części przygody małej wielorybicy sprawiła nam wielką radość i myślę, że Wy, którzy czytaliście pierwszą część jej historii, również będziecie bardzo zadowoleni.



Tym razem Gerda nie jest sama. Odkąd odnalazła swojego brata Larsa pływa razem z nim w morskich głębinach. Małe wieloryby lubią nucić kołysankę, którą kiedyś śpiewała im matka. Są przekonane, że znają ją doskonale. Dopiero rozmowa ze starą grenlandzką wielorybicą Matką Lizabet uświadamia im, że są w błędzie. Matka Lizabet mówi Gerdzie i Larsowi, że ta kołysanka miała więcej zwrotek. Ciekawe świata i chcące poznać resztę piosenki małe wieloryby postanowiły wyruszyć w podróż. Długą, niebezpieczną, a jednocześnie niezwykle fascynującą. Ta podróż będzie dla nich szansą na zajrzenie w głąb siebie, na wzajemnej poznanie. W jej trakcie poznają także morskie krainy i jej mieszkańców. Gerda i Lars przeżyją rzeczy wyjątkowe, ale czy odnajdą brakujące słowa kołysanki?




Gerda. Opowieść o morzu i odwadze absolutnie nas zachwyciła. Oszołamiająca grafika zauroczy każdego, kto zobaczy tę książkę w księgarni albo domowej biblioteczce. Od tych ilustracji nie można oderwać oczu. Z kolei w historii można się zasłuchać. Niesamowita podróż, którą odbyły małe wieloryby, była podróżą w głąb siebie. Dała im szansę na lepsze poznanie siebie, swojej rodziny i historii swoich bliskich. Gerda. Opowieść o morzu i odwadze to również historia o dojrzewaniu. Myślę, że może być doskonałym prezentem nie tylko dla dzieci w wieku przedszkolnym, ale i dla tych prawie dorosłych. Pięknym podarunkiem na całe życie, bo do takich historii chce się wracać.



Gerda. Opowieść o morzu i odwadze
Adrian Macho
tłumaczenie Maja Lidia Kossakowska
Zielona Sowa 2020
wiek 4+ 

"Pamiętniki Wisienki. Księga Hektora. Tom 2" (Wydawnictwo EGMONT)

Pierwsza książka o przygodach tej bohaterki kojarzy mi się z zimą. Pamiętam, że czytałyśmy ją w czasie ferii (KLIK) i towarzyszyła nam w przygotowaniach do naszego zimowego wyjazdu. Teraz, kiedy wiosna rozgościła się na dobre, a my o planowaniu wyjazdów możemy na razie zapomnieć, pojawił się na rynku wydawniczym drugi tom przygód ciekawskiej Wisienki. I od razu zdradzę Wam, że spodobał nam się jeszcze bardziej niż pierwszy!


Komiks o Wisience i jej przygodach to doskonała lektura dla wszystkich miłośniczek historii detektywistycznych i historii, których bohaterowie dążą do rozwiązania zagadek. Ta z drugiego tomu dotyczy biblioteki. Wisienka pewnego dnia, a dokładnie we wtorek, zauważa starszą panią. W kolejnym tygodniu, także we wtorek, widzi tę samą kobietę. Kiedy trzeci tydzień z rzędu, Wisienka dostrzega tę samą panią, uznaje to za jakiś znak. Sprawa nie daje jej spokoju i postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej kobiecie. Koleżanki dziewczynki zupełnie nie podzielają jej zainteresowania, bo kobieta nie wydaje im się intrygująca. Mimo to decydują się pomóc. Jednak to Wisienka jest najbardziej zdeterminowana. Odkrywa, że starsza pani co tydzień jeździ do biblioteki i wypożycza stamtąd książkę. Dość przypadkowo, Wisienka dowiaduje się, że co tydzień bierze tę samą! Po co? Dlaczego? Wyobraźnia dziewczynki szaleje. A znalezienie odpowiedzi nie jest sprawą łatwą. Na dodatek Wisienka popada w konflikt z mamą i wszystkimi przyjaciółkami. Czy zagadka jest tego warta? Tego dowie się niedługo...




Ostatnio trafiamy na same wciągające książki. Nowy tom Pamiętników Wisienki jest kolejną taką historią. Trudno nie przeczytać jej za jednym razem. A czyta się ją szybko, przede wszystkim dlatego, że jest to komiks. Połączony z formą pamiętnika, czyli zapisków Wisienki. Dzięki nim jeszcze lepiej poznajemy kolejne wydarzenia i myśli głównej bohaterki. 





Ogromnym atutem całej serii są piękne ilustracje. Nam bardzo przypadły do gustu i zgadzamy się z tym, że dodają tej serii szczypty magii. Już sama okładka gwarantuje niesamowite wrażenia literackie, a kiedy zajrzymy do środka jest jeszcze lepiej, trochę bardziej magicznie i absolutnie niesamowicie. Wisienka jest ciekawą i intrygującą bohaterką, którą małe czytelniczki (choć może i znajdą się czytelnicy) na pewno bardzo polubią. Nie będziemy ukrywać, że już niecierpliwie wypatrujemy kolejnych części jej przygód, bo wiemy, że takowe zostały wydane!



Pamiętniki Wisienki. Księga Hektora. Tom 2
scenariusz Joris Chamblain
rysunki Aurelie Neyert
tłumaczenie Marek Puszczewicz
EGMONT 2020


"Mikołajek. Jestem najlepszy!" (Znak Emotikon)

Moje wspomnienia związane z tym bohaterem literackim mają charakter niemal kombatancki. Wszystko dlatego, że bardzo ściśle wiążą się z wojskiem. A właściwie z wojskową biblioteką, o której powiedziała mi bibliotekarka pracująca w naszej szkole. Uznała pewnie, że niewiele więcej lektur może mi już polecić do przeczytania i odesłała mnie do mieszczącej się nieopodal mojego domu biblioteki wojskowej. Od tej pory raz na tydzień albo dwa tygodnie przekraczałam próg jednostki wojskowej i szłam wypożyczać książki. Ciekawe czy dziś byłoby to możliwe? Na szczęście ponad dwadzieścia lat temu było i dzięki temu poznałam Mikołajka!


Skąd w bibliotece wojskowej wziął się Mikołajek nie wiem, ale nie był jedyną książką w dziale dziecięcym. I nie będę tego teraz rozważać. Tak naprawdę dobrze, że tam był, bo dzięki temu mogłam Mikołajka poznać i bardzo polubić. Przeczytałam wszystkie, wtedy dostępne, książki o jego przygodach. Potem, już jako dorosła osoba, z dużym entuzjazmem przyjęłam trzy tomy nieznanych wcześniej w Polsce opowiadań, które wydał Znak. Bardzo lubiłam Mikołajka i lubię go do dzisiaj. Niestety, Tosia nie podzielała mojego entuzjazmu. Książki na półkach się kurzyły, a ona nie wyrażała nimi najmniejszego zainteresowania. Pomogła szkoła! Mikołajek był jedną z lektur szkolnych, które miała do przeczytania w tym roku. Pierwszy tom jego przygód pochłonęła błyskawicznie, a kilka dni późnej przyniosła ze szkolnej biblioteki następny, potem kolejny i jeszcze jeden. Potem obejrzała filmy o przygodach tego sympatycznego chłopca i nie będę ukrywać, że ciągle było jej mało. Dlatego z wielką radością przyjęła nową książkę wydaną przez Znak Emotikon.





W książce Mikołajek. Jestem najlepszy! pojawili się wszyscy bohaterowie, których tak bardzo polubiła. Oprócz Mikołajka jest uwielbiany przez Tosię Ananiasz, jest Gotfryd, który ma bogatego tatę i wiecznie głodny Alcest. Nie zabrakło kłótni między tatą Mikołajka a sąsiadem i szkolnych rozterek głównego bohatera. Nie zabrakło również problemów i rozterek domowych. Choć od napisania tych historii minęło kilkadziesiąt lat, a świat zmienił się o 180 stopni, to w wielu przygodach Mikołajka dzieci mogą przeglądać się jak w lustrze. Jest na przykład w tym tomie opowiadanie o tym, jak Mikołajek nie chciał brać lekarstw. Podobna sytuacja zdarza się w wielu domach również dzisiaj. Wiele dzieci, tak jak Mikołajek, nudzi się również na zakupach i zaczyna szukać w sklepie innego, znacznie ciekawszego, dla siebie zajęcia.



Nudzić nie będą się na pewno ci, którzy zdecydują się o przygodach Mikołajka czytać. Jego perypetie cały czas śmieszą. Mimo upływu tylu lat, które minęły od powstania tych opowiadań, nie zestarzały się ani trochę. Bawią i śmieszą zarówno chłopców (którzy ze względu na głównych bohaterów są naturalnymi adresatami tej serii) i dziewczynki (bo i one, co udowadnia przykład Tosi, ale i mój). Wszyscy dobrze się przy nich bawią. Są ponadczasowe i na dobre zadomowiły się w kanonie literatury dziecięcej. Myślę, że Wy i Wasze dzieci również znacie Mikołajka. Zakładam również, że pewnie niektórzy choć go znają, to czasem mogą o nim zapomnieć. A prawda jest taka, że o Mikołajku zapominać nie warto, bo to fantastyczny bohater, z którym warto się zaprzyjaźnić, dołączyć do jego paczki i dzielić z nim przygody! Dlatego nieustannie warto go polecać i sięgać po książki z jego przygodami. 





Mikołajek! Jestem najlepszy!
Rene Goscinny
ilustracje Jean Jacques Sempe
tłumaczenie Barbara Grzegorzewska
Znak Emotikon 2020


"Bezkresny" (Wydawnictwo Dwukropek)

Nie będę ukrywać, że kiedy okazało się, że przechodzę w tryb home office miałam pewne obawy, jak to będzie z moim czytaniem. W normalnej sytuacji czytam głównie w autobusie i tramwaju w drodze do i z pracy. Pierwsze dni nie były łatwe, konieczność ogarnięcia ogarnięcia nowej rzeczywistości niespecjalnie sprzyjała własnym lekturom. Raczej poświęcałyśmy czas na wspólne czytanie lektur z kategorii wiekowej Tosi. Minął już ponad miesiąc odkąd jesteśmy w domu, wszystko działa jak w zegarku (oprócz domowej drukarki, która dwa dni temu wyzionęła ducha), nadal czytamy razem, ale sporo czasu poświęcamy samodzielnemu czytaniu. Dla mnie oznacza to czas na czytanie książek, na które Tosia jest jeszcze za mała, a które mnie bardzo kuszą.


Jedną z takich książek jest wydana niedawno przez Dwukropek powieść Bezkresny. Prawie 400 stron świetnej historii pełnej przygód i niebezpieczeństw, której akcja rozgrywa się w pociągu. Jest to pociąg bardzo wyjątkowy. "Bezkresnym" nazwano najdłuższy pociąg świata. Miał on pokonywać trasę Kolei Transkanadyjskiej, która łączyła Montreal i Vancoucer. Jej budowę, w drugiej połowie XIX wieku przerwała lawina. Wtedy to, ojciec głównego bohatera książki, uratował życie prezesowi budowy. To wydarzenie całkowicie zmieniło bieg kariery zawodowej ojca Willa i sprawiło, że razem z synem został on zaproszony na pokład "Bezkresnego". Wagonów jest tak wiele, że cały skład tworzy coś na kształt małego miasteczka. Oprócz wagonów osobowych są też towarowe, wagon cyrkowy, saloon, wagony, które mogą stawać się salami teatralnymi, a nawet wagon-kostnica (a może lepiej byłoby powiedzieć wagon-sarkofag). W tym ostatnim przewożone jest ciało dyrektora kolei. Brzmi mrocznie? Brzmi tajemniczo? Myślę, że tak. Nie jest to jednak nawet połowa zagadek i tajemnic, które pojawią się na kartach tej książki. Will wpadnie w bardzo poważne kłopoty. Wszystko przez klucz, który jest w jego posiadaniu. Kiedy dowiaduje się o tym szajka morderców, życie chłopca będzie zagrożone. A on sam ukryje się w... grupie cyrkowej, które podróżuje tym samym pociągiem. Nie będzie mógł jednak spać spokojnie, bo niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a fakt pobytu w pociągu stanowi dodatkowe zagrożenie.


Tyle o fabule, czas na kilka słów o wrażeniach. Pochłonęłam Bezkresnego w jedno popołudnie. Wciągnął mnie, zafascynował i rozbudził ciekawość. Nie mogłam się od niej oderwać, nie mogłam jej odłożyć i zająć się czymś innym. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej i, jak ta cała historia się skończy. Nie zawiódł mnie rozwój wypadków, nie zawiodło zakończenie. Spodobała mi się cała galeria bohaterów. "Bezkresny" był tak ogromny i tak wielu ludzi trafiło na jego postać, że byli tu wszyscy. Dobrzy i źli, uczciwi i nieuczciwi, godni zaufania i tacy, których nie chciałabym spotkać na swojej drodze. Wszyscy byli interesujący. 


Właśnie dlatego Bezkresny jest tak wciągającą lekturą. Czytelnik szybko identyfikuje się z bohaterami i bardzo chce poznać ich dalsze losy. Ze względu na głównego bohatera bardziej na pewno spodoba się chłopcom, ale lubiące opowieści przygodowe dziewczynki również będą zadowolone. Podobnie jak miłośnicy grubych książek, z którymi można spędzać długie godziny. Bezkresny taką powieścią właśnie jest, więc jeśli chcecie sprawić przyjemność młodym miłośnikom literatury, to ta książka będzie strzałem w dziesiątkę!


Bezkresny
Kenneth Oppel 
tłumaczenie Katarzyna Anna Rosłan
Dwukropek 2020
wiek 10+

Pożyczalscy podbili nasze serca!

Wiele razy widziałam tę serię na różnych aukcjach internetowych. Jej pierwszy nakład od dawna był wyczerpany, książki w drugim obiegu sprzedawane były w zawrotnych cenach, co skutecznie powstrzymywało mnie przed ich zakupem. Szczerze mówią trochę bałam się rozczarowania. Bo wiecie jak to jest, nam rodzicom wydaje się, że coś będzie ciekawe, bo wszyscy inni zachwalają, a potem okazuje się, że dziecku książka w ogóle się nie podoba. Kiedy dowiedziałam się o tym, że planowane jest drugie wydanie, stwierdziłam, że teraz już nic nie stanie nam na przeszkodzie i poznamy tych (podobno tak wyjątkowych) bohaterów.



Pierwszy tom serii o Pożyczalskich kupiłyśmy na Targach Książki w Poznaniu. Wiedziałam, że przypadną nam do gustu ilustracje. Stworzyła je Emilia Dziubak, której styl uwielbiamy i, którym nie umiemy się oprzeć. Tu było tak samo. Oczarowały nas od razu. A treść? Moje obawy były nieuzasadnione, bo i Tosia, i ja polubiłyśmy tych niezwykłych bohaterów od razu. Pożyczalscy to maleńcy ludzie, którzy mieszkają w pobliżu ludzkich domostw. 




Ci, którzy są głównymi bohaterami książek Mary Norton, mieszkają pod podłogą. Jest ich troje. Mama, tata i córka. Dominika, Strączek i Arietta. Rodzina ma piękne mieszkanie urządzone z tego, co udało im się pożyczyć od ludzi. Kiedy czegoś im brakuje, coś się zużyje albo zniszczy, Strączek wyrusza na pożyczanie i przynosi rzeczy ludziom niepotrzebne, które Pożyczalskim są niezbędne do życia. 




Ludzie o ich istnieniu nie wiedzą, do ludzi Pożyczalscy unikają. Kryją się przed ich spojrzeniami, pożyczają dyskretnie, tylko to, co niezbędne. Nie żyją biednie, mają wszystko, co im potrzebne. Nie odczuwają głodu, bo jedzą niewiele i żywią się tym, co spadnie z ludzkich stołów. Cóż więc jest w ich przygodach takiego ciekawego? Jak można napisać pięć książek o ludziach, którzy żyją pod podłogą i ich jedynym zajęciem jest wychodzenie spod niej raz na jakiś czas, żeby coś (nazwijmy rzeczy po imieniu) ukraść? 




Mary Norton wymyśliła dla nich znacznie więcej przygód. Wszystko przez ciekawą świata Ariettę, która postanowiła bliżej przyjrzeć się ludziom, a z jednym z nich odważyła się nawet porozmawiać. Zrobiło się z tego wielkie zamieszanie, życie Pożyczalskich zmieniło się całkowicie. Stracili swój dom i rozpoczęli tułaczkę. O niej właśnie opowiadają kolejne tomy ich przygód. W nich przeczytacie jak zamieszkali w bucie, jak płynęli rzeką w czajniku, jak trafili do miasteczka pełnego maleńkich domków, jak latali balonem, jak... Te jak można mnożyć i mnożyć, bo przygód tym maleńkim ludziom nie brakowało. 





O tych, o których napomknęłam i tych, które przemilczałam, przeczytacie w książkach Mary Norton wydanych przez Dwie Siostry. Napisano je siedemdziesiąt lat temu, w połowie XX wieku. Czy się zestarzały? Czy dziś już nie bawią? Oczywiście, że nie! Zachwycały wtedy, zachwycają i dzisiaj. Przeczytałyśmy je z wypiekami na twarzy. Rozdział po rozdziale, śmiejąc się z histeryzującej Dominiki, kibicując odważnej Arietcie i podziwiając zaradnego Strączka. Maleńcy ludzie bardzo przypominają tych, których znamy z naszego codziennego życia. W nim spotykamy podobne charaktery, więc Pożyczalscy tylko pozornie bardzo się od nas różnią. Dzieci szybko się z nimi zidentyfikują i bardzo ich polubią, bo to tacy bohaterowie, których nie można nie lubić!





Książki o Pożyczalskich znajdziecie na