"Awiatorzy" (Wydawnictwo Znak Emotikon)

Znamy imiona i przydomki polskich władców, nazwiska bohaterów historycznych i sportowców, pseudonimy różnych artystów. Znamy, bo ich lubimy albo zdajemy sobie sprawę, że są ważni dla naszej historii. Wiemy sporo, a jednak nie wiemy wszystkiego. O niektórych nie dowiedzielibyśmy się nigdy, gdyby nie książki. To do nich, bardzo często, oprócz tych najsłynniejszych, trafiają także ci mniej znani. Bohaterowie, mistrzowie, specjaliści w swoich dziedzinach. Często bardzo wąskich. Wielu z nich również zasługuje na miejsce w książce. Teraz znalazło się ono dla lotniczek i lotników.

 

Na warsztat wzięła ich Anna Litwinek. To ona w książce Awiatorzy. Podniebne przygody polskich lotniczek i lotników. Kim są bohaterowie tej książki łatwo odgadnąć, ale kto dokładnie trafił na jej karty domyślić się jest nieco trudniej. Autorka przedstawiła pierwszych polskich lotników. Tych, którzy przecierali szlaki i tworzyli legendę. Poznacie twórców pieśni Marsz lotników, którzy sami pokonali wiele przeszkód, żeby lotnikami zostać. Spotkacie na stronach tej książki wyjątkowe kobiety, które przed II wojną światową wyruszyły na rajd dookoła granic Rzeczypospolitej. Nie zabrakło oczywiście miejsca dla dwóch legend polskiego lotnictwa, czyli Żwirki i Wigury. Pojawiają się również baloniarze. Na przykład Franciszek Hynka, dwukrotny zdobywca Pucharu Gordona Benetta. Są lotniczki i lotnicy, którzy walczyli w II wojnie światowej. Dzielni i odważni, którzy na zawsze zapisali się na kartach historii. Jest w tej książce jedyny Polak, którzy poleciał w kosmos, czyli Mirosław Hermaszewski. Jest nasz wielki mistrz szybowcowy Sebastian Kawa. I wielu innych, prawdziwych bohaterów, o których wielu z nas pewnie nigdy wcześniej nie słyszało.






Awiatorzy to lektura fascynująca i uskrzydlająca. Każda z przedstawionych przez Annę Litwinek postaci udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Bohaterowie tej książki pokonali wiele przeszkód, żeby spełnić swoje marzenia. Wielu z nich żyło w bardzo trudnych czasach, miało znacznie bardziej ograniczone możliwości rozwoju, a mimo to robili rzeczy wyjątkowe. Każdy z nich może być inspiracją i wzorem do naśladowania dla czytelników. Oczywiście nie muszą oni od razu ruszać w przestworza, na ziemi też jest wiele do zrobienia i całkiem sporo marzeń do spełnienia. Nam Awiatorzy zawrócili w głowie. Historie są fascynujące, a ilustracje Adama Wójcickiego, które je uzupełniają dodają im uroku i charakteru. W książce są również zdjęcia, na których zobaczycie, jak naprawdę wyglądali jej bohaterowie. Całość prezentuje się znakomicie i świetnie nadaje się na prezent. Dla kogo? Dla wszystkich ciekawych świata dzieci w wieku szkolnym.





 

Awiatorzy. Podniebne przygody polskich lotniczek i lotników

Anna Litwinek

ilustracje Adam Wójcicki

Znak Emotikon 2021


 https://www.znak.com.pl/


"Ślimak i wieloryb" (Wydawnictwo Tekturka)

Nie przesadzę, jeśli napiszę, że wydawnictwo Tekturka małych czytelników rozpieszcza. Kiedy Tosia była przedszkolakiem na rynku wydawniczym dostępne były trzy książki duetu Donaldson-Scheffler. Byłyśmy (i jesteśmy) szczęśliwymi posiadaczkami wszystkich trzech. Szczęśliwymi, bo ich nakład szybko się wyczerpał i wszystkie stały się białymi krukami, które na aukcjach internetowych osiągały niewyobrażalne ceny. Wydawnictwo Tekturka rok temu dała czytelnikom szansę na poznanie ich na nowo. Najpierw ukazał się Gruffalo, potem Dziecko Gruffalo i Miejsce na miotle. Na początku tego roku cieszyliśmy się Zagubioną małpką, a od kilku dni Ślimakiem i wielorybem.

 

Tłumaczenia, jak zwykle, podjął się Michał Rusinek, który po raz kolejny zrobił to w taki sposób, że już po jednym czytaniu, spore fragmenty tekstu zapadają w pamięć. A o czym ten tekst mówi? Bohaterami są mały ślimak i ogromny humbak. Ten pierwszy marzy o dalekich podróżach, ten drugi może mu w spełnieniu tych marzeń pomóc. I robi to. Kiedy wieloryb dojrzał stworzony przez ślimaka napis, będący jednocześnie ogłoszeniem o poszukiwaniu kogoś, kto przewiezie go dookoła świata, zaproponował pomoc. Tak rozpoczęła się wielka podróż ślimaka, który dzięki wielorybowi zobaczył lodowe góry, złote plaże, wulkany i wiele innych niezwykłych rzeczy, które pewnie nigdy nie mógłby zobaczyć, gdyby nie pomoc ogromnego humbaka. Niestety, wkrótce wieloryb wpadł w poważne tarapaty i potrzebował pomocy. Czy mały ślimak będzie mógł mu jej udzielić? Czy koniecznie będzie wezwanie posiłków?



 

Odpowiedzi szukajcie w książce Ślimak i wieloryb. Pięknej, mądrej i wierszowanej opowieści autorstwa Julii Donaldson. Czy ta historia przypadnie Wam do gustu? Nie jest może tak zabawna jak Gruffalo, ale przesłanie, które ze sobą niesie jest niezwykle ważne. Ta historia udowadnia, że z każdej sytuacji można znaleźć jakieś wyjście. Że nie ma przeszkód, których nie można pokonać. Spójną całość z tekstem tworzą oczywiście ilustracje. Zajmują one całe strony i przemawiają do wyobraźni małych czytelników i ich rodziców. Ogromną radość daje już samo oglądanie tej książki. Kiedy dołączymy do tekst tekst, otrzymujemy książkę, którą czyta się z przyjemnością i radością. Mądrą i wartościową lekturę dla małych i dużych. Jedną z tych, które na zawsze zostaną w naszej biblioteczce!




 

Ślimak i wieloryb

Julia Donaldson

ilustracje Axel Scheffler

tłumaczenie Michał Rusinek

Tekturka 2021


https://wydawnictwo-tekturka.pl/

Nowości z serii "Młodzi Przyrodnicy" (Wydawnictwo Wilga)

Może to sprawka wiosny, może jakaś zmowa wydawców wydawców, a może po prostu tak się to wszystko (całkiem logicznie) ułożyło, ale tegoroczna wiosna obfituje w książki o zwierzętach. Nie narzekam, przeciwnie bardzo się cieszę. Tosia książki o zwierzętach uwielbia, a ja zawsze dowiaduję się z nich czegoś ciekawego. W czasach mojego dzieciństwa na księgarnianych półkach obecne były przede wszystkim atlasy zwierząt. Dziś atlasów również nie brakuje, ale oprócz nich dostępnych jest wiele innych, bardzo ciekawych serii, które warto znać. Jedną z nich jest seria "Młodzi Przyrodnicy" to zbiór niewielkich książeczek, które spodobają się wszystkim małym miłośnikom przyrody. Niedawno ukazały się dwa kolejne tomy. Jeden zabierze dzieci pod powierzchnię wody, drugi do lasu, na pola i łąki, wszędzie tam, gdzie swoje ślady mogą zostawić zwierzęta. 


W książce Pod wodą dzieci zajrzą do miejsc, w których mieszkają ryby, bobry, żaby i pająki. Życie każdego z tych gatunków związane jest z wodą. Jedne w niej mieszkają, inne nie mogłyby bez niej żyć. Pojawiają się w niej ptaki, które całe dnie spędzają na wodą, bo w wodzie żyją ryby, które stanowią podstawę jego diety. Głównymi bohaterami jest rodzina bobrów, a dokładniej jej najmłodsi członkowie. Borek i Berka z właściwą wszystkim dzieciom ciekawością zwiedzają podwodne krainy. Zaglądają w najciemniejsze i najbardziej tajemnicze zakątki podwodnego świata. Dzięki nim widzimy, jak wygląda życie ryb, czego w wodzie szuka łoś i jak swoją sieć tkają topiki. Dzieci podążają w ślad za nimi i zdobywają ogrom wiedzy.



 

Tak samo z książki Ślady zwierząt. Tutaj rolę przewodniczki wzięła na siebie mała ruda wiewiórka. Ona wespnie się na najwyższe drzewo, zajrzy do najmniejszej dziury w ziemi i dowie się wszystkiego, co mogłoby zainteresować czytelników. To oni razem z wiewiórką będą się przyglądać tropom psów, saren, jeleni i lisów. Popatrzą również na inne ślady niż te zostawiane przez łapy. Zobaczą poroże zgubione przez jelenia i zrytą ziemię, którą zostawiają po poszukiwaniu jedzenia, dziki. Śladem jest również wylinka węża, a nawet kupa jeża! Wszystko to są ślady, dzięki którym mamy szansę przyglądać się życiu zwierząt i lepiej je poznać.




Pierwsze części tej serii są dostępne na rynku wydawniczym już od jakiegoś czasu. Wiedziałam o tym, ale wydawało mi się, że Tosia jest już na nie za duża. Myliłam się. "Mali Przyrodnicy" od razu przypadli jej do gustu. Tekst był dla niej bardzo interesujący, a z drugiej strony niesamowicie zabawny. Każda strona to, oprócz wielu ciekawych informacji, piękne ilustracje, na których zobaczyć można wszystkie opisywane zwierzęta. To połączenie sprawia, że te, na pierwszy rzut oka, dość niepozorne książeczki zachwycą wszystkich małych czytelników.


serię "Mali Przyrodnicy" znajdziecie na



Seria "Akceptuję, co czuję" uczy się przyjaźnić i kłócić (Wydawnictwo HarperKids)

Rozmowy o uczuciach nie są łatwe. Dzieci czasem boją się o nich mówić, dorośli wstydzą się je okazywać i nie wiedzą, jak zacząć rozmowę na ich temat. Warto jednak zmienić swoje podejście i zacząć o uczuciach mówić otwarcie. Jak się tego nauczyć? Pomocą służą książki z z serii "Akceptuję, co czuję".


Dwie nowości, które właśnie się ukazały poświęcone są przyjaźni i kłótniom. O tej pierwszej marzy każdy, tych drugich wolelibyśmy unikać. Jednego i drugiego trzeba się jednak nauczyć. Przypomina o tym podtytuł książki Przyjaźń, który brzmi jak się zaprzyjaźnić i przyjaźnić. W końcu przyjaźnienie się to nieustanna praca nad sobą i relacją, która łączy nas z drugim człowiekiem. Może się okazać, że zaprzyjaźnienie się było najłatwiejszą z tych rzeczy. Tym, którzy jednak mogliby mieć z tym problem, twórcy książki podpowiadają, kim jest dobry przyjaciel, jakie powinien mieć cechy i na co powinniśmy zwracać uwagę szukając go. Przypominają również dzieciom, że w każdym jest coś wyjątkowego. Kolejne strony to rady dotyczące utrzymania przyjaźni, podejmowania kluczowych dla przyjaciół decyzji oraz rozwiązywania ewentualnych konfliktów. Kryzysy mogą nastąpić nawet w najpiękniejszej i najsilniejszej relacji i trzeba umieć sobie z nimi radzić i wyciągać z nich wnioski.




 

Jeszcze więcej na temat konfliktów dowiecie się z książki Kłócimy się, godzimy się. Autorzy w przystępny i zrozumiały dla dzieci sposób tłumaczą, skąd biorą się konflikty i jaki mogą mieć wpływ na nasze relacje z innymi ludźmi. Zdarza się, że niektóre z nich budzą w nas niepohamowaną agresję. Poszczególne części książki pokazują różne sposoby rozwiązywania konfliktów. Dzieci dostają rady, które mogą wykorzystać w domu, szkole i na podwórku. To prawdziwy przewodnik po życiu i relacjach międzyludzkich dla tych, którzy uczą się dopiero po niej stąpać.




 

Seria "Akceptuję, co czuję" to zeszyty aktywnościowe. Mądre rady udzielane przez autorów poparte są różnorodnymi ćwiczeniami. Dzieci będą pisać, rysować, naklejać i przede wszystkim myśleć. Zastanawiać się nad swoim zachowaniem, swoimi relacjami z innymi ludźmi. Przyjaciółmi i rodziną. Relacje z osobami spoza rodziny przeżywają w ostatnich miesiącach spory kryzys i są wystawione na bardzo poważną próbę. Te książki mogą im pomóc przygotować się na czas, kiedy wszystko zacznie wracać do normy. Ćwiczenia w niej zawarte przydać się mogą również rodzicom i nauczycielom (do nich, w każdej książce, adresowany jest specjalny rozdział). To oni będą musieli wspierać swoje dzieci w tym niełatwym czasie. Te książki mogą być dla nich swego rodzaju przewodnikiem. Wartościowym, mądrym, ciekawym i dobrze napisanym. Oby takich było jak najwięcej i oby trafiły do wszystkich, którzy tego potrzebują.


 Książki z serii "Akceptuję, co czuję" 

znajdziecie na


"Tarmosia" (Wydawnictwo AGORA)

Spośród wszystkich leśnych zwierząt najbardziej lubimy borsuki. Zachwycają nas ich biało-czarne pyszczki, długie pazury i niezbyt szczupłe ciałko na krótkich łapach. Dlatego niemal skakałyśmy pod sufit na wieść o planowanej premierze książki o borsukach! Nazwisko autora gwarantowała wspaniałą literacką przygodę i (choć nie powinnam zdradzać tego na początku recenzji) nie zawiodłyśmy się.


Tarmosię napisał Tomasz Samojlik, autor uwielbianego przez nas od lat Żubra Pompika, komiksów z serii Umarły las i cudownego Ambarasa. Ów autor już wiele razy zdradzał nam największe sekrety zwierząt, edukował ekologicznie i bawił. Uczył nas również rysować, w trakcie autorskich spotkań on-line, które zawojowały internet w trakcie pandemii. Jego najnowsza książka to opowieść prosto z borsuczej nory. To tam razem ze swoimi rodzicami, Majrą i Melo, oraz dziadkiem Skjoldurem mieszka mała Tarmosia. Borsuczka ma rok i właśnie kończy swój pierwszy zimowy sen. Wyrywają ją z niego dziwne hałasy docierające do ich rodzinnej nory. Co je wydaje? Tego Tarmosia nie wie, ale wkrótce okaże się, że nie będzie to jej największe zmartwienie tej wiosny (choć z innymi będzie miało związek). W lesie, w którym mieszka ze swoją rodziną (choć akurat dziadek prawdziwym dziadkiem nie jest) zacznie się dziać coś niedobrego. Pewnego dnia w okolice borsuczej nory przybędzie ciężarna lisica. Z jej własnego domu wygnały ją lisy, teraz szuka miejsca, w którym będzie mogła urodzić dzieci. Dorosłe borsuki przegonią ją, ale Tarmosią będą targać wyrzuty sumienia i wskaże lisicy jedno z nieużywanych wejść do nory. Wkrótce okaże się, że oprócz lisów wprowadziły się również jenoty i może całą sytuację udałoby się utrzymać w tajemnicy, gdyby nie młodsi bracia Tarmosi. Pewnego wieczora borsuczka opiekuje się nimi pod nieobecność rodziców. Niestety, w trakcie zabawy w schowanego borsuka jeden z braci znika! Z pomocą ruszają dzicy lokatorzy borsuczej nory. Misja kończy się sukcesem, ale niestety również odkryciem tajemnicy Tarmosi! Szybko okaże się, że nie będzie to jej największe zmartwienie. Wilki, które wcześniej wygnały z nor lisy i jenoty, dotrą w końcu do nory borsuków i one również będą musiały ją opuścić. Tyle szczegółów, resztę doczytajcie sami. 



 

Mam wrażenie, że Tomasz Samojlik doskonale się bawił pisząc tę książkę. Humorystycznych sytuacji i zabawnych powiedzonek nie brakowało. Nie raz musiałyśmy przerwać czytanie, żeby opanować kolejny wybuch niepohamowanego śmiechu. Oprócz dobrej zabawy książka dała nam również szansę na lepsze poznanie życia borsuków, ich zwyczajów i tajemnic. Z Tarmosi można się dowiedzieć między innymi, że kolejne pokolenia borsuków zajmują te same nory, małe borsuki mają ledwie widoczne czarne paski i, że są to zwierzęta aktywne w nocy. Wiedza na temat tego niezwykłego gatunku sama wchodzi do głowy, ponieważ informacje na ich temat zostały zgrabnie wplecione w tekst powieści. Dowiecie się, co jedzą, gdzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne, jak kopią korytarze i czego boją się najbardziej (choć Melo, tata Tarmosi, na pewno powiedziałby, że niczego). Uśmiejecie się do łez z powiedzonek dziadka Skjoldura (przy okazji, jeśli będziecie czytać tę książkę głośno, poćwiczycie wymawianie trudnych borsuczych imion, na które pomysł zaczerpnął autor z języków całego świata). Będziecie się doskonale bawić i zachwycać. Historią i ilustracjami. Te ostatnie stworzyła nieznana nam wcześniej artystka Ania Grzyb. To ona wymalowała na kartach tej książki przepiękne obrazy, które już na zawsze zostaną w naszej pamięci. Tak jak Tomasz Samojlik nadał indywidualne cechy każdemu opisywanemu przez siebie bohaterowi, tak Ania Grzyb zróżnicowała ich zewnętrznie. Nie znajdziecie tu dwóch takich samych borsuków, a każdy z nich na pewno Wam się spodoba. Znajdziecie za to rodzinę bohaterów, których Tomasz Samojlik opisał w jednej ze swoich wcześniejszych książek. Których? Sprawdźcie sami! Borsuczego czytania!



Tarmosia

Tomasz Samojlik

ilustracje Ania Grzyb

AGORA 2021

 


"Jak nauczyć dzieci dobrych manier" (Wydawnictwo Literackie)

Dobrych manier uczyli mnie rodzice. W połowie słowem, w połowie własnym przykładem. To od nich dowiedziałam się, że powinnam mówić dzień dobry osobom, które znam i, które spotykam na ulicy. Od nich dowiedziałam się, że starszym osobom ustępuje się miejsca w tramwaju i, że nie trzyma się nóg na siedzeniu w pociągu. Potem poszłam do przedszkola, szkoły i tam poznawałam kolejne zasady etykiety. Chodziłam do kina, teatru, filharmonii i muzeum, odwiedzałam restauracje i kawiarnie, korzystałam z transportu publicznego. W każdym z tych miejsc obowiązywały jakieś zasady, których starałam się przestrzegać.

Dziś sama mam dziecko i sama muszę nauczyć ją dobrych manier. Po co? Żeby łatwiej jej się żyło, żeby wszędzie czuła się dobrze. Do niedawna robiliśmy to w kinie, teatrze, restauracji. Od ponad roku musimy i to robić zdalnie. Pomocą służą jak zwykle książki. Kiedyś publikacje dotyczące dobrego wychowania adresowane były głównie do dorosłych. Teraz pojawiają się książki dla dzieci. Uczą zachowania przy stole, zachowania w teatrze i dobierania odpowiedniego ubioru. Mamy kilka takich książek, ale żadna nie podchodziła do kwestii dobrego wychowania tak kompleksowo, jak ta. 



Jak nauczyć dzieci dobrych manier to książka autorki Lekcji Madame Chic, która kilka lat temu podbiła serca wielu czytelniczek. Nowość dla dzieci, na pierwszy rzut oka, przypomina podręcznik. I to nie taki cienki, bo cała książka ma ponad 200 stron! Pierwsze strony to wprowadzenie do świata dobrych manier. Dzieci dowiedzą się z nich, czym jest etykieta i po co dobre maniery są nam potrzebne. Potem przychodzi czas na kolejne rozdziały. Każdy poświęcony innej rzeczy. W pierwszym postawiono na komunikację. Autorka tłumaczy, dlaczego trzeba mówić wyraźnie, utrzymywać kontakt wzrokowy z odbiorcą. Z kolejnego dzieci dowiedzą się jakie reguły obowiązują przy stole. Poznają sposoby składania serwetek, zastosowanie konkretnych sztućców i zasady obowiązujące przy nadrywaniu do stołu. Rozdział trzeci dotyczy utrzymywania porządku, kolejny poświęcony jest myśleniu o innych i gotowości do niesienia pomocy, dawania wsparcia. Kolejny element dobrych manier autorka powiązała z dbaniem o higienę. Odważnie? Absolutnie nie! W końcu wychodząc "do ludzi" powinniśmy mieć na sobie czyste ubrania, wypadałoby mieć również uczesane włosy i czyste paznokcie. Ostatni rozdział wiąże się z wcześniejszym, bo jest poświęcony zdrowiu. 


Jak widzicie zakres tematów, które porusza Jennifer L. Scott jest duży. Każdemu obszarowi autorka poświęca wiele uwagi. Kolejne rozdziały to nie tylko teoria, to także propozycje zabaw, inspiracje i dobre rady. Autorka podpowiada, co należy robić w konkretnych sytuacjach, jak powinno się zachowywać. Są przepisy na przekąski, które można podać w czasie domowego przyjęcia i rady, które dodają pewności siebie. W książce znajdziecie rady potrzebne każdego dnia w nauce samodzielności (na przykład różne sposoby składania koszulek czy zasady adresowania kopert), ale traficie tam również na porady, które skłonią do refleksji. Dotyczą one przede wszystkim relacji międzyludzkich oraz zmian, które warto wprowadzić we własnym życiu. 



Jeśli miałabym coś tej książce zarzucić, to tylko jedną rzecz. Być może autorka nie spotkała się z tym problemem, ale w naszym otoczeniu jest on coraz powszechniejszy i potwierdza to coraz więcej naszych znajomych. Chodzi o mówienie "dzień dobry". Bardzo rzadko zdarza się, żeby rówieśnicy Tosi, których spotykamy na ulicy albo ci, którzy przychodzą do nas do domu, wypowiadali jakiekolwiek słowa powitania. Nie słyszałam również, żeby (w czasach, kiedy dzieci chodziły jeszcze do szkoły) wyjątkowo chętnie i często witały się z innymi rodzicami, którzy stali przed szkołą. W naszych czasach taka sytuacja była nie do pomyślenia. Wszyscy mówiliśmy dzień dobry ludziom, których znaliśmy. Nie wiem kogo obarczać winą za obecną sytuację, ale myślę, że ogólnie, jako społeczeństwo, mamy spory problem z dobrymi manierami. Coraz rzadziej przestrzegamy zasady, że z pomieszczenia/tramwaju/sklepu najpierw się wychodzi, a potem się wchodzi. Niechętnie ustępujemy miejsca starszym (bo skoro mają siłę wychodzić z domu, to mogą też postać) i rodzicom z dziećmi (bo skoro mają dzieci, to powinni mieć również samochód). Nie mamy oporów, żeby zaparkować na miejscu dla niepełnosprawnych, zająć samochodem chodnik albo dwa miejsca parkingowe. Tak zachowujemy się my, czyli dorośli. Na to patrzą nasze dzieci i postępują dokładnie tak samo. Dobrze byłoby coś zmienić, prawda? Książka Jak nauczyć dzieci dobrych manier przyda się przy wprowadzaniu tych zmian. To nie jest książka ani dla chłopców, ani dla dziewczynek. To książka dla wszystkich. Dla małych i dużych. Dobra lektura do czytania w rodzinnym gronie. Przemyślenia, przegadania, a potem wprowadzania w życie zmian. Małymi krokami może uda nam się zmienić świat na lepsze!



Jak nauczyć dzieci dobrych manier

Jennifer L. Scott

ilustracje Clare Owen

tłumaczenie Maria Jaszczurowska

Wydawnictwo Literackie 2021