"Relacje" (Znak Emotikon)

Ostatnie miesiące były, delikatnie mówiąc, dziwne. Na jakiś czas relacje międzyludzkie zostały zawieszone. Wielu dorosłych, być może, odetchnęło z ulgą, na wieść o tym, że nie muszą spotykać się z nielubianymi krewnymi albo współpracownikami. Dzieci, przez jakiś czas, na pewno cieszyło się z ciągłej obecności rodziców w domu. Nie narzekały, że nie muszą chodzić do przedszkola albo szkoły, wstawać wcześnie rano, a wieczorami odrabiać lekcje. Jutro wszystko się zmieni. Wszystko wróci do normy. Na jak długo? Tego nie wiemy, ale do powrotu do przedszkolnej i szkolnej normalności trzeba się przygotować.



Przez ostatnie miesiące o wielu zasadach można było zapomnieć. Zdalna nauka wymagała od dzieci nieco innych zachowań od tej, którą znali do tej pory. Przypomnienie ich nie będzie pewnie aż tak skomplikowaną sprawą, ale trochę czasu uczniom i nauczycielom na pewno zajmie. W zupełnie innej sytuacji są ci, którzy jutro po raz pierwszy przekroczą próg przedszkola. Te dzieci ominęła adaptacja, większość z nich być może nawet nie widziała swojej przyszłej sali przedszkolnej, bo drzwi otwarte odbywały się w bardzo ograniczonym stopniu albo nie odbyły się w ogóle. O przedszkolu opowiadać mogli im jedynie rodzice. Gdyby ktoś czuł, że o czymś jeszcze dziecku nie powiedział, to może do nadrobić dzięki książce Relacje



To druga z książek, opartych na metodzie doktor Catherine Dolto, wydanych przez Znak Emotikon. Pierwsza Emocje ukazała się na początku tego roku (KLIK). Metoda Dolto pomaga dzieciom poznawać siebie, otaczający je świat i dzięki temu łatwiej odnajdywać się w gronie rówieśników. W Relacjach widać to doskonale. Autorka książki wprowadza dzieci w świat przedszkola. Opowiada im o kolejnych etapach dnia przedszkolaka, pokazuje, co może je spotkać. Przygotowuje na rzeczy przyjemne i łatwe, nie ukrywa tego, co może im się nie do końca spodobać. W książce trafić można także na historie, które rozgrywają się poza murami przedszkola, choć z przedszkolem są związane. Autorka opowiada dzieciom o rówieśnikach, które mogą mieć różne kolory skóry. Opisuje relacje między rodzeństwem i sytuacje podwórkowe, których mogą być uczestnikami. 



Przez moje ręce przeszło wiele książek, które mają za zadnie przygotować dzieci do przekroczenia progu przedszkola. Czy ta czymś się na ich tle wyróżnia? Na początku wspomnę, że moim zdaniem jest to jedna z najciekawszych, a może nawet najciekawsza książka tego typu. Dlaczego? Bo pokazuje rzeczywistość kilkulatków ze wszystkimi blaskami i cieniami. Niczego na siłę nie upiększa. Bo traktuje dzieci z pełną powagą, bez niepotrzebnych zdrobnień albo uproszczeń. Bo pokazuje, że czasem nie jest łatwo, że zdarzają się sytuacje, które nas zaskakują. Dzięki temu Relacje nie są książką jedynie dla dzieci, które wybierają się po raz pierwszy do przedszkola. To lektura dla wszystkich dzieci, bez względu na wiek. Ta książka pokazuje jak ważne są w życiu ludzi wzajemne relacje. Ich budowanie nie jest sprawą prostą, dlatego warto się tego uczyć. Relacje mogą być podręcznikiem. Być może najważniejszym, jaki w tym roku przyswoją nasze dzieci.



Relacje
Collina Faure-Poiree
ilustracje Robin
tłumaczenie Agnieszka Abemonti-Świrniak
Znak Emotikon 2020

"Kłopoty w Nowym Jorku" (Wydawnictwo Zielona Sowa)

Możliwość odbywania dalekich podróży jest ostatnio mocno ograniczona. Kilka dni temu śmiałam się z tego, że choć zniesione zostały wizy do Stanów Zjednoczonych, to o podróży za ocean na razie możemy jedynie pomarzyć. Na szczęście jest jeszcze wyobraźnia i dobre książki, które oferują nam dalekie podróże bez konieczności wychodzenia z domu. Podróże w czasie i przestrzeni.


My ostatnio odbyłyśmy jedną z takich podróży dzięki książce Sylvii Bishop. Dwa lata temu czytałyśmy jej książkę Słoń Eriki (KLIK). Szalona opowieść o dziewczynce, która w prezencie urodzinowym dostała słonia, bardzo przypadła nam do gustu. W jej nowej książce słonia nie znajdziecie, ale gwarantuję Wam, że będziecie się równie dobrze bawić. Głównym bohaterem jest Jamie Creeden. Młody chłopak, który ma jedno wielkie marzenie. Chce zostać reporterem "Morning Yorkera", czyli największej nowojorskiej gazety. Droga do realizacji tego marzenia jest długa i wyboista. Jamie zrobił już pierwszy krok, który ma mu pomóc w jego realizacji. Zdobył pracę roznosiciela gazet! Oryginalne zajęcie ja na dzisiejsze czasy, prawda? Na dzisiejsze może tak, ale akcja tej książki nie rozgrywa się dziś. Sylwia Bishop opisuje Nowy Jork z lat 60. XX wieku. Wtedy gazety papierowe były podstawowym źródłem informacji. Nic więc dziwnego, że Jamie marzył o pisaniu właśnie do takiej gazety. Na to powinien jeszcze dość długo czekać. Jednak los miał dla niego niespodziankę. Postawił na drodze chłopaka redaktora gazety, który zaprosił go do siedziby redakcji. Tam zaczęły dziać się rzeczy dziwne, a chłopak zostaje wciągnięty w intrygę kryminalną. Wszystko przez jeden telefon, który odebrał... Wpadł w ten sposób w bardzo poważne tarapaty, które mogą zaprowadzić go na pierwszą stronę gazety. Niestety, nie jako dziennikarza, ale jako bohatera opisywanej historii.



Znowu trafiłam na książkę przy opisywaniu której mam problem. Chciałabym opowiedzieć Wam więcej o jej fabule, a doskonale zdaję sobie sprawę, że tego zrobić nie mogę. Wspominając emocje, jakie towarzyszyły nam w trakcie czytania tej książki, zrobiłabym Wam wielką krzywdę. Kłopoty w Nowym Jorku to genialna książka kryminalno-sensacyjna. Gratka dla miłośników zaskakujących zwrotów akcji, niebezpiecznych pościgów, tajemniczych sytuacji. Niesamowicie emocjonująca i wciągająca opowieść. Taka, od której trudno się oderwać, bo chce się jak najszybciej poznać kolejne wydarzenia. I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od gazety codziennej. Czegoś, od czego dziś tak chętnie odchodzimy, bo uznajemy często za nieaktualne i kiepsko nadążające ze stale zmieniającym się światem. Kłopoty w Nowym Jorku rzucają na gazety i ich twórców zupełnie nowe światło!



Kłopoty w Nowym Jorku
Sylvia Bishop
ilustracje Marco Guadalupi
tłumaczenie Barbara Górecka
Zielona Sowa 2020
wiek 9+ 

"Kuna za kaloryferem" (Wydawnictwo Agora)

Niektórzy ludzie opowiadają o książkach, które pojawiły się w ich życiu w jakiś przełomowych momentach albo same sprawiły, że w ich życiu jakiś przełom się dokonał. Ja aż takich zasług tej książce przypisywać nie mogę, ale trafiła do naszego domu w najlepszym możliwym momencie.


Co roku, po powrocie z wakacji, na osłodę po zakończonym urlopie, zaczynam nieśmiało planować kolejne wakacje. Tym razem zrobiłam tak samo. Myśli poleciały wyjątkowo daleko, bo stwierdziłam, że musimy w końcu wybrać się do Puszczy Białowieskiej. Być może po raz kolejny zrezygnowalibyśmy z tego pomysłu, gdyby nie fakt, że w nasze ręce trafiła książka Kuna za kaloryferem autorstwa Adama Wajraka i Nurii Selvy Fernandez. Myślę, że niektórzy z Was znają tę książkę od dawna, wydanie, które ukazało się w tym miesiącu, jest uzupełnionym wznowieniem książki opublikowanej już jakiś czas temu. Dla nas było to pierwsze historie z tymi opowieściami. Ich bohaterami, oprócz autorów, są zwierzęta. Wszystkie potrzebowały pomocy człowieka. Pierwszym Adam Wajrak udzielił pomocy sam (albo z pomocą rodziców) w swoim warszawskim mieszkaniu. Kolejne spotkał na swojej drodze już po przeprowadzce do Białowieży. W ich domu szybko pojawiały się bociany, sowy, kuny, borsuki, wydry. Początek tej menażerii dały bociany. Wyrzucone z gniazda, chore, skrzywdzone przez człowieka. Z każdym z nich wiązała się jakaś smutna historia. Smutna, ale bardzo prawdziwa.



Na szczęście oprócz smutnych wydarzeń jest w tej książce również mnóstwo humoru. Bo zwierzęta bardzo przypominają ludzkie dzieci. Lubią psocić, chodzić własnymi ścieżkami i komplikować sprawy, które dorosłym (do niedawna) wydawały się proste. Wszystkie szybko kradły serca swoich opiekunów. I choć całkowicie dezorganizowały ich życie i dom, to pozwalano im na wiele. Prym wiodła wydra Julek. Podbił serca właścicieli od pierwszego wejrzenia. Nikt nie mógł mu się oprzeć, a on bez większych skrupułów to wykorzystywał. Odkręcał kurki w kranie, włączał prysznic i zmieniał dom swoich właścicieli w swój prywatny basen. 





Historia Julka to zdecydowanie nasza ulubiona opowieść z tej książki. Naprawdę trudno przejść obojętnie obok tak uroczego zwierzęcia, jak mała wydra. To jednak kwestia uczuć, bo jeśli miałabym podejść do sprawy obiektywnie i profesjonalnie, to powinnam napisać, że każda z historii warta jest przeczytania. Każdy miłośnik przyrody i zwierząt będzie tą książką oczarowany.




Do tej pory kojarzyłyśmy Adama Wajraka jedynie z psem Lolkiem (KLIK). Zakładałam, że jako mieszkaniec Puszczy Białowieskiej może mieć tych zwierząt więcej, a jako dziennikarz i fotograf może mieć w swoich zbiorach sporo ciekawych zdjęć przedstawiających zwierzęta w ich naturalnym środowisku. W tej książce o naturalne środowisko jest nieco trudniej, bo opisywane w niej zwierzęta żyją z ludźmi, ale ich opiekunowie robią wszystko, co w ich mocy, żeby stworzyć im miejsce, jak najbardziej podobne do tego, w którym normalnie żyją. Jak im się to wszystko udawało zrealizować? Tego dowiecie się z książki. Świetnej lektury dla całych rodzin. Przy jej lekturze możecie mieć tylko jeden problem i dylemat. Przeczytać ją od razu w całości albo delektować się przez kilka dni czytając codziennie rozdział lub dwa. My wybrałyśmy tę drugą opcję, ale nie będę ukrywać, że kiedy Tosia szła spać, podczytywałam w tajemnicy kolejne strony. Tak bardzo byłam ciekawa, co wydarzy się dalej.To najlepszy dowód na to, że Kuna za kaloryferem nie jest książką tylko dla dzieci. To książka dla wszystkich miłośników ciekawych historii.





Kuna za kaloryferem
Adam Wajrak
Nuria Selva Fernandez
AGORA 2020


"Horrrendalna historia Polski" (HarperKids)

Nigdy nie miałam problemów z nauką historii. Idąc do szkoły założyłam sobie, że będzie to mój ulubiony przedmiot, z którego zdam maturę, a potem właśnie ją będę studiować. Z tych trzech rzeczy nie udało mi się wykonać jednej, bo studia wybrałam inne. Historii jednak na nich nie brakowało. Sympatia do niej została mi do dziś. Próbuję zarażać nią Tosię. Zainteresowanie widać, ale jak będzie szła jej nauka historii w szkole, okaże się w tym roku. 


We wrześniu Tosia rozpocznie naukę w czwartej klasie i będzie miała pierwszą w swoim życiu lekcję historii. Ciekawą? Zobaczymy. Dużo zależy od niej samej, wiele również od nauczyciela, na którego trafi. Ja nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w swoim życiu spotkała w szkole jakiegoś wyjątkowego pasjonata historii. Byli oni raczej dobrymi rzemieślnikami. Historię odkrywałam i poznawałam samodzielnie z książek i filmów. Szkoła i nauczyciele nie zdusili we mnie chęci do poznawania historii, choć pewnie wiele razy mieli taką możliwość. Czy taką raz zabitą pasją można na nowo w sobie rozbudzić? Na pewno. Przydatna może okazać się dobrze napisana książka. 




Serię "Strrraszna historia" znają chyba wszyscy. Pamiętam ją z własnego dzieciństwa. Poznawałam dzięki niej dzieje Greków i Rzymian. Lubiłam tę serię i bardzo ucieszyłam się, kiedy ukazało się jej wznowienie oraz kilka nowych tytułów. W najśmielszych marzeniach nie spodziewałam się jednak, że doczekam się polskiej wersji tej serii. Ale doczekałam się. "Horrrendalna historia Polski" ukazała się kilka tygodni temu i od razu podbiła moje serce. Na początek ukazały się cztery tytuły:
  • Sprytni Słowianie,
  • Pokrętni Piastowie,
  • Dynamiczna Dynastia Jagiellonów,
  • Atrakcyjni Królowie Elekcyjni.



Nasza przygoda z tą serią zaczęła się od dwóch pierwszych książek. Opowieści o Słowianach i Piastach okazały się niebanalne i bardzo interesujące. Autorki zdradzają młodym czytelnikom mnóstwo sekretów z życia bohaterów książek. Opowiadają o tym, jak Słowianie prowadzili swoją ekspansję w Europie, jak osiedlali się i dawali początek znanym nam dziś państwom. Opisują bogów, w których Słowianie wierzyli. Sporo uwagi poświęcają oczywiście temu, co działo się na terenach dzisiejszej Polski. Jeszcze więcej informacji o tym, co działo się w Polsce przed wiekami, znajdziecie w książce Pokrętni Piastowie. Każda strona aż roi się od ciekawostek. Większości z nich nigdy nie poznalibyście na lekcji. Autorki opowiadają o codziennym życiu ludzi z czasów Piastów. Opisują ich dietę, stroje, zwyczaje. Piszą nie tylko o królach, książętach i mieszkańcach ich dworów, ale także o tych całkiem zwyczajnych ludziach, których zaprzątały sprawy zupełnie inne od tych zaprzątających głowę władcy.






Seria "Horrrendalna historia Polski" uczy historii w nieco inny sposób niż ten znany ze szkoły. Czy któryś z nich jest gorszy? Moim zdaniem nie. Tak naprawdę one się bardzo dobrze uzupełniają. W "Horrrendalnej historii Polski" znajdziecie ciekawe, napisane współczesnym, bardzo swobodnym stylem opowiastki o zamierzchłych czasach. Każda z nich okraszona została zabawnymi i dowcipnymi ilustracjami. Nie zabrakło tu jednak miejsca także na daty. Bez nich uczenie się historii nie miałoby sensu. Obok dat znalazły się również imiona najważniejszych postaci historycznych. Jest ich całkiem sporo, więc lekturę książek można potraktować jako wstęp do nauki tej "prawdziwej, szkolnej" historii. Pasję do jej poznawania ta seria rozbudza na pewno!





Książki z serii "Horrrendalna historia Polski" 
znajdziecie na


"Niedokończona opowieść Pepe" (Wydawnictwo Literatura)

Trochę znam historię, więc kiedy zobaczyłam wśród zapowiedzi Wydawnictwa Literatura, że nowa książka z serii "Wojny dorosłych - historie dzieci" opowiadać będzie wojenną historię z Wołynia, miałam bardzo duże obawy. Nie wiedziałam, czy będzie to książka, którą mogłabym przeczytać z Tosią. Moje obawy zmniejszyły się nieco, kiedy zobaczyłam, że wydawca rekomenduje tę książkę dzieciom od ósmego roku życia. Domyślałam się, że nie trafię tam na brutalne opisy wojennej rzeczywistości, mimo to postanowiłam najpierw przeczytać Niedokończoną opowieść Pepe sama.


Książka, jak zwykle w przypadku tej serii, opowiada prawdziwą historię. Główna bohaterka Lala, urodziła się na Wołyniu w okresie międzywojennym. Wołyń miał być dla nich oazą spokoju, cudownym miejscem, w którym obok siebie, w zgodzie, żyją Polacy, Ukraińcy, Żydzi i Niemcy. Niestety, wzrastające nastroje nacjonalistyczne sprawiły, że ich codzienność zaczęła się zmieniać. Potem nadeszła II wojna światowa i zmieniło się wszystko. Najpierw zaczęli znikać Żydzi. Polacy również nie mogli czuć się bezpieczni. Oprócz żołnierzy Trzeciej Rzeszy zagrażali im również ukraińscy sąsiedzi. Mama Lali doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół nich. Mimo to nie odmawiała pomocy nikomu, kto o to poprosił. Większość z tych ludzi pojawiała się tylko na moment, przychodzili i odchodzili, rozpływali się we mgle w okolicznych lasach. Lala nie zdążyła się do nich przywiązać. Był jednak jeden wyjątek. Pewnego dnia w jej domu pojawili się uciekinierzy z getta, ojciec z córką. Mężczyzna oddał swoją córkę pod opiekę mamy Lali. Od tej pory między dziewczynkami zaczęła rodzić się sympatia, a potem przyjaźń. Pepe towarzyszyła jej każdego dnia, we wszystkich, także tych najtrudniejszych momentach. Także w te pełne nerwów noce, kiedy w obawie przed ukraińskimi nacjonalistami, opuszczały swój dom i ukrywały się w lesie. To był trudny czas dla każdej z nich, na szczęście wszystkie przetrwały wojnę. Nie przetrwała jednak ich przyjaźń, bo tata Pepe po wojnie po nią wrócił, a Lala razem z mamą musiały opuścić Wołyń i zamieszkać w nowym miejscu i nowej Polsce.




Streściłam prawie całą fabułę tej książki. Nie ma potrzeby niczego ukrywać, to nie kryminał, nie książka czytana dla zabawy i rozrywki. To lekcja historii. Jak już wielokrotnie udowodniła seria "Wojny dorosłych - historie dzieci", często trudnej, nieznanej albo zapomnianej. Czy warto mówić o niej dzieciom? Oczywiście, że tak. Tylko w ten sposób wychowamy mądrych, świadomych i myślących dorosłych. Ważne jest jednak to, żeby podejmowane tematy dostosować do wieku dzieci. W Niedokończonej opowieści Pepe nie ma drastycznych opisów. Okrucieństwo wojny jest tu jednak obecne i wyraźnie zasygnalizowane. Warto więc czytać ją razem z dzieckiem, żeby w razie potrzeby wyjaśnić kwestie, które mogłyby być dla niego zbyt trudne albo niezrozumiałe. Takie wspólne czytanie może być punktem wyjścia do rozmowy o przeszłości, snuciu rodzinnych opowieści o członkach rodziny, którzy przeżyli II wojnę światową. Dla nas książki z tej serii to lektura obowiązkowa, zawsze ciekawa, mądra i wartościowa. Kolejne książki zawsze są pretekstem do ciekawych rozmów, czasem trudnych i bolesnych, ale ważnych. Takich, które każdy rodzic powinien ze swoim dzieckiem odbyć.




Niedokończona opowieść Pepe
Dorota Combrzyńska-Nogala
ilustracje Magdalena Pilch
Wydawnictwo Literatura 2020

"Zwyczajne wakacje z rodziną Janssonów" (Wydawnictwo Mamania)

Przed nami ostatni tydzień wakacji. Były zupełnie inne od tych, które znaliśmy do tej pory. Nowy rok szkolny zapowiada się inny od poprzednich, więc i książka opisująca wakacje może pojawić się w ostatnim tygodniu ich trwania. Zwłaszcza, że opisane w tej książce wakacje również zwyczajne nie są (choć tytuł sugeruje coś zupełnie innego).


Wszystko za sprawą rodziny Janssonów. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z nimi w maju tego roku (KLIK). Rozbawiły nas perypetie tej nietypowej rodziny, w której dzieci są dorosłymi, a dorośli dziećmi. Niecierpliwie wypatrywałyśmy nowej książki o ich przygodach, bo wiedziałyśmy, że jest na co czekać. Oto trzymamy ją w rękach i po przeczytaniu kilku pierwszych stron wiemy, że wszelkie pokładane w niej nadzieje zostają spełnione! Tym razem rodzina wybiera się na wakacje. Chyba wszystkim kojarzą się one z beztroskim wypoczynkiem, odkrywaniem nowych miejsc, spacerami albo plażowaniem. Alvin i Kajsa również mieli takie skojarzenia i cieszyli się z nadchodzącego wyjazdu. Przeciwnie do ich rodziców. Oni o opuszczeniu domu nie chcieli słyszeć. Urlop miał być dla nich czasem beztroski i oderwania od wszelkich codziennych obowiązków. Wakacyjne plany ich dzieci były jednak zupełnie inne. Wyjazd został zaplanowany, przygotowany i w ogóle nie wchodziło w grę jego odwołanie. Na szczęście dzieciom udało się przekonać rodziców do wyjazdu. W eskapadzie towarzyszyć będzie im jeszcze dziadek taty Janssona, zwany Generałem. To on zadba o to, żeby żaden członek rodziny ani przez chwilę nie narzekał na nudę. Niestety, nie mogę Wam zdradzić dokładnych poczynań Generała, ponieważ zepsułabym całą zabawę i odebrała całą przyjemność.




Tak, książki o rodzinie Janssonów to te, które czyta się przede wszystkim dla przyjemności płynącej z lektury. To doskonałe lekarstwo na chandrę, doskonały poprawiacz humoru. O tej rodzinie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest zwyczajna. W tej rodzinie wszystko stoi na głowie. Ku uciesze czytelników oczywiście. Odwrócenie ról rodziców i dzieci przynosi zaskakujące i bardzo zabawne efekty. A przy okazji pozwala zobaczyć, co w danej sytuacji może czuć ta druga strona. Czy to wpłynie znacząco na relacje dzieci i rodziców? Nie wiem, zresztą, tak jak napisałam wcześniej, ta seria, daje czytelnikom przede wszystkim szansę na dobrą zabawę. Skorzystajcie z niej, bo książka Martina Widmarka i Pettera Lidbecka, to świetna lektura nie tylko na ostatnie dni wakacji, ale również na każdy dzień zbliżającego się roku szkolnego!




Zwyczajne wakacje z rodziną Janssonów
Martin Widmark, Petter Lidbeck
ilustracje Pelle Forshed
tłumaczenie Marta Dybula
Mamania 2020