Najlepsze książki 2018 roku i nie tylko!

To był dobry rok dla literatury dziecięcej. Ukazało się wiele pięknych, mądrych i wartościowych książek. Mieliśmy z czego wybierać i wybraliśmy. A właściwie Wy wybraliście, bo zanim podam trzy tytuły książek, które są według nas hitami mijającego roku, napiszę co podobało się Wam i, które recenzje czytaliście najchętniej.

Miejsce pierwsze
Listy w butelce. Opowieść o Irenie Sendlerowej
(Wydawnictwo Literatura)

Mądra, piękna i trudna opowieść o nieludzkich czasach. Napisała ją mistrzyni biografii dla dzieci, czyli Anna Czerwińska-Rydel, a zilustrował Maciej Szymanowicz. Książka wzrusza, momentami przeraża, to nie były łatwe czasy, a mimo to znaleźli się w nich ludzie, którzy robili wszystko, żeby żyć przyzwoicie i pomagać tym, którym było jeszcze trudniej.

Przeczytajcie, jeśli jeszcze nie znacie. Całą recenzję znajdziecie tutaj http://tosimama.blogspot.com/2018/02/czy-mowic-dzieciom-o-wojnie-listy-w.html 

  
Miejsce drugie
Dziewczynki latają wysoko
Wydawnictwo Debit

Piękna opowieść o tym, że dziewczynki mogą prawie wszystko. Że spełnianie marzeń i realizowanie planów to nie jest kwestia płci, ale wiary w siebie. Bo nie można się poddawać i dawać sobie wmówić, że jesteśmy od kogoś gorsi. Lektura obowiązkowa nie tylko dla dziewczynek, ale i ich rodziców!


Miejsce trzecie
Biblia opowiedziana i objaśniona
Wydawnictwo Papilon


Lektura na lata. Doskonały prezent na komunię, bo taka książka powinna być w każdym domu. Przyda się na lekcjach języka polskiego, historii, religii. Spodoba się tym, którzy interesując się sztuką i tym, którzy lubią zadawać pytania. Książka pełna nawiązań kulturowych, zachwycająca językiem i ilustracjami.

Jeśli nigdy o niej nie słyszeliście, przeczytajcie recenzję http://tosimama.blogspot.com/2018/04/co-kupic-na-komunie-ksiazke.html 

  
Każdą z tych książek bardzo cenię, do zestawienia ułożonego przez Was chciałabym jednak dodać pięć innych książek,
które według mnie zasługują na uwagę i docenienie, bo to jedne z najważniejszych i najpiękniejszych książek mijające roku.

Mirabelka
Wydawnictwo Zielona Sowa

Drzewo opowiada historię ludzi, dzielnicy, kraju, świata. Jej opowieść wzrusza i zachwyca. To niezwykle poetycka opowieść o świecie, którego już nie ma, a który naprawdę warto byłoby ocalić. Książka Cezarego Harasimowicza dała mirabelce z warszawskiego Muranowa taką szansę!


Wiłka smocza dziewczynka
Wydawnictwo Wilga

Magia w czystej postaci. Niezwykła opowieść o wyjątkowej przyjaźni. Tajemniczy sklep z dywanami, skrywająca wiele tajemnic główna bohaterka i przyjaźń, która rodzi się mimo sprzeciwu dorosłych. A wszystko zaczyna się od tajemniczego, bardzo pięknego pierścionka.


Ambaras
Wydawnictwo Agora

Historia małego wilczka, który nie umiał węszyć. Lektura obowiązkowa dla tych, którzy lubią książki o zwierzętach. Lektura obowiązkowa dla fanów Tomasza Samojlika. Nie jest to co prawda historia prawdziwa, ale wszystkie fakty z życia wilków znajdują potwierdzenie w rzeczywistości, więcej wiele się z tej książki dowiecie. 
Horror
Wydawnictwo Gereon

Madlena Szeliga napisała, a Emila Dziubak zilustrowała kilka historii z życia warzyw i owoców. Nie są to jednak opowieści lekkie, łatwe i przyjemne. To prawdziwy horror. Mrożące krew w żyłach historie o bólu, jaki być może zadajemy każdego dnia owocom i warzywom.

Tylko dla czytelników o mocnych nerwach i czytelnikom z dużym poczuciem humoru!



Warren XIII i Wszystkowidzące Oko
Wydawnictwo TADAM

Pierwszy tom dobrze zapowiadającej się serii o młodym dziedzicu wielkiego hotelu. Emocje, humor, tajemnica... To wszystko lubimy i pewnie dlatego tak bardzo ta książka nam się spodobała. Jedna z ostatnich lektur mijające roku, do której na pewno z chęcią wrócimy!



Tak naprawdę w tym zestawieniu powinnam umieścić KAŻDĄ z opisanych w tym roku książek. Każda z nich miała coś w sobie, wszystkie nas wzruszały, bawiły i skłaniały do refleksji. Mam nadzieję, że dla Was był to równie intensywny i udany czytelniczo rok... Nie wiem tylko, co myśleć o tym, że znowu najchętniej czytaliście o plecaku Tosi :) TOPGAL po raz drugi przebił wszystkie książkowe recenzje... Czy powinnam zacząć pisać tylko o plecakach?



Szczęśliwego nowego roku z książkami i plecakiem, w którym można je nosić! 

"Leo i czerwony automat" (Latarnik)

Gdybym miała wymienić, moim zdaniem, najlepszego polskiego autora piszącego książki dla młodszych nastolatków, bez wahania wymieniłabym Marcina Szczygielskiego. Uwielbiam jego styl, doceniam fakt, że nie boi się podejmować trudnych tematów i, że pisze tak, że lektura jego książek sprawia mi taką samą przyjemność jak ich docelowym adresatom. Tosia na większość książek jego autorstwa jeszcze jeszcze nieco za młoda, ale ja już teraz kupuję wszystko, co się ukazuje, bo wiem, że te książki są tego warte!


Dlatego nie wahałam się ani chwili, kiedy ukazała się najnowsza powieść Marcina Szczygielskiego Leo i czerwony automat. Kupiłam, przeczytałam i polubiłam, jak wszystkie wcześniejsze. Znowu nie jest to opowieść z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, ale ponieważ ja tego typu książek nie lubię, to Marcin Szczygielski znowu trafił w moje literackie gusta.



Główny (i tytułowy) bohater książki Leo wiedzie dość szczęśliwe życie. W mieście, w którym mieszka wszyscy są dla siebie życzliwi. Nikt nikomu nie robi na złość, nikt nikomu nie sprawia przykrości. Można powiedzieć, że to miasto bardzo szczęśliwych ludzi. Niestety do czasu... Zupełnie niespodziewanie, nagle, z dnia na dzień wszystko zaczyna się zmieniać. Wszystko zaczyna się psuć. Ludzie stają się wobec siebie bardzo podejrzliwi. Czyżby zaczęli się czegoś bać? Być może, wskazuje na to choćby to, że nagle w mieście zaczynają pojawiać się systemy alarmowe, a na klatkach schodowych kraty. Jednocześnie na głównym placu rozpoczyna się budowa. Powstaje tam dziwna czerwona konstrukcja. Leo nie wie, co to może być i czemu ma służyć. Podejrzewa jednak, że te wszystkie dziwne rzeczy mogą mieć z powstającą budowlą coś wspólnego. I nie myli się. Miastu grozi katastrofa, a samemu bohaterowi niebezpieczeństwo. Leo musi zatrzymać mieszkańców miasta. Z pomocą przychodzi mu siostra jego kolegi z klasy. Anna jest przez otoczenie uznawana za odmieńca i nie cieszy się sympatią rówieśników. Udaje jej się jednak znaleźć płaszczyznę porozumienia z Leo. 


Sam Leo również nieco się od swoich rówieśników różni. Czym? Choćby tym, że urodził się kilka lat po śmierci swojego taty, dzięki metodzie in vitro. Nigdy nie był to problem ani dla niego, ani dla jego mamy, ani dla otoczenia. Było to dla nich wszystkich zrozumiałe i absolutnie normalne. Jednak kiedy mieszkańcy miasta zaczęli się zmieniać zmienił się również ich stosunek do Leo. Chłopiec zupełnie tego nie rozumiał. I nie zrozumieją tego pewnie również czytelnicy. Oby dzięki takim książkom ludzi, których dziwi jakakolwiek "inność" było jak najmniej.


Leo i czerwony automat to książka, która zachwyca, skłania do refleksji, która trochę bawi i jednocześnie wiele uczy. To książka pełna mądrości. Wiele jest w tej książce również wspaniałych ilustracji. Stworzyła je mistrzyni subtelnych, a jednocześnie niebanalnych grafik Dorota Wojciechowska-Danek. Jej prace wspaniale uzupełniły tę mądrą i ciekawą opowieść o świecie, w którym ludzie przestają sobie ufać. O świecie, w którym zaczyna rządzić zło, w którym ludzie zapominają o tym, że warto odnosić się do siebie z życzliwością. Czy to nasza rzeczywistość? Mam nadzieję, że nie, że wśród nas wielu jest ludzi podobnych do Leo, którzy na zło obecne w świecie i wzajemną niechęć panującą wśród ludzi się nie godzą!




 Leo i czerwony automat
Marcin Szczygielski
ilustracje Dorota Wojciechowska-Danek
 Instytut Wydawniczy Latarnik, 2018



"Dziś powstanie" (Media Rodzina i Wydawnictwo Miejskie Posnania)

Jeszcze wczoraj cała Polska świętuje Boże Narodzenie, dziś świętuje Wielkopolska. Właśnie dziś, 27 grudnia 2018 roku przypada setna rocznica wybuchu jedynego, w pełni zwycięskiego powstania w dziejach naszego kraju. Powstania, dzięki któremu dziś Wielkopolska leży w granicach Polski. Z tej okazji od dłuższego czasu w Poznaniu i Wielkopolsce miały miejsce różne wydarzenia przybliżające tamte wydarzenia. Ukazywały się również liczne publikacje z nimi związane. Wśród nich były także książki dla dzieci.


O jednej z nich, powieści Magdaleny Podbylskiej pisałam wiosną (KLIK). Myślę, że to bardzo wartościowa lektura nie tylko dla mieszkańców Wielkopolski. Spodoba się na pewno miłośnikom historii i fanom dobrych książek. Niedawno ukazała się druga opowieść powstańcza dla dzieci. Przygotowały ją wspólnie Media Rodzina i Wydawnictwo Miejskie Posnania. Książka, jak na opowieść historyczną, wyróżnia się przede wszystkim formą. Nie jest to bowiem powieść, nie jest to zbiór opowiadań, jest to KOMIKS! Właśnie w tej formie Witold Tkaczyk i Tomasz Tomaszewski spróbowali opowiedzieć młodym czytelnikom historię powstania wielkopolskiego. Jak im się to udało? Moim zdaniem efekt jest fantastyczny.


Początek historii przypomina wiele historycznych opowieści dla dzieci. Współcześni bohaterowie odwiedzają kogoś, kto pamięta dawne czasy. W tym przypadku nastoletnie rodzeństwo jedzie razem ze swoimi rodzicami do stuletniego pradziadka. Senior rodu właśnie obchodzi setne urodziny. Dzieci, choć pradziadka kochają i darzą szacunkiem, nie mają oczywiście ochoty na długie godziny spędzone w jego domu. Nie podejrzewają nawet, że w jego domu czeka na nich naprawdę wielka niespodzianka. Pradziadek ma na strychu makietę starego Poznania. Taki właśnie prezent postanowił sprawić sobie na setne urodziny. I chyba nikt ani on, oni pomagający mu w tym wnuk, ani jego prawnuki nie podejrzewały, że najmłodsze pokolenie przeżyje dzięki tej makiecie największą przygodę swojego życia. Dzięki opowieści snutej przez pradziadka i sile wyobraźni, dzieci przeniosą się do Poznania z 1918 roku. Naocznymi świadkami tych czasów są dwaj przyjaciele, Antek i Franek. Kiedy ich poznajemy miasto będzie jeszcze należeć do Niemiec. Z tym nie mogą pogodzić wracający z wojny Polacy. Wszystko wskazuje na to, że niedługo mogą znowu chwycić za broń. Ostatecznym impulsem okazuje się przyjazd do Poznania Ignacego Jana Paderewskiego. Światowej sławy pianista i polityk swoim przemówieniem budzi nadzieję i wolę walki. Następnego dnia w Poznaniu wybucha powstanie. Tym wszystkim wydarzeniom przyglądają się bohaterowie historycznej częście komiksu Dziś powstanie. Razem z nimi śledzą je również bohaterowie współcześni oraz wszyscy młodzi czytelnicy.



Nigdy nie miałam problemów z przyswajaniem wiedzy historycznej. Fakty, daty, nazwiska zapamiętywałam bez problemu. Historia zawsze mnie interesowała, a jej poznawanie było dla mnie wielką przyjemnością. Wiem jednak, że są osoby, które mają z tym kłopot. Historia nie jest dla nich ani interesująca, ani wciągająca. Komiks Dziś powstanie pokazuje historię jako ciekawą przygodę. Jej narracja, pełna emocjonujących wydarzeń, daleka jest od tego, co często znajdujemy w szkolnych podręcznikach. Ale, oprócz komiksowej opowieści, znalazło się tu również miejsce na część historyczną. W niej przedstawiono osoby związane z powstaniem oraz ważne fakty historyczne. Narracja jest bardzo interesująca i powinna zainteresować każdego czytelnika. Naprawdę warto ją przeczytać. Ciekawa jest oczywiście komiksowa forma. Dla miłośników gatunku będzie to naprawdę interesująca lektura. Świetne rysunki, interesujące dialogi i wciągająca historia. To musi się podobać. Nie tylko poznaniakom, nie tylko Wielkopolanom. To lektura dla wszystkich. I to nie tylko 27 grudnia! Choć dziś czytać się ją będzie wyjątkowo dobrze.


Dziś powstanie. Opowieść graficzna o Powstaniu Wielkopolskim
Witold Tkaczyk
ilustracje Tomasz Tomaszewski
Media Rodzina
Wydawnictwo Miejskie Posnania, 2018
 wiek 14+



"Świąteczne życzenie" (Wydawnictwo Wilga)

Od kilku dni wszyscy składają sobie życzenia. Najczęściej jest to automatycznie wypowiadana formułka kierowana w stronę przypadkowo napotkanych osób. Bardziej przykładamy się do życzeń, które będziemy składać osobom nam bliskim. A czego oni sami mogliby sobie życzyć?


Zaczęłam się nad tym zastanawiać po przeczytaniu książki Katherine Rundell Świąteczne życzenie. Jej głównym bohaterem jest mały chłopiec Teodor. Kiedy go poznajemy właśnie ubiera choinkę. To może oznaczać tylko jedno. Zbliża się Boże Narodzenie. Dla Teodora ten czas nie będzie jednak specjalnie różnił się od tego, czego doświadcza każdego dnia. Jego rodzice, mimo świąt, pójdą do pracy, a on zostanie z opiekunką. Na dodatek nie będzie to kobieta, która zazwyczaj się nim zajmuje, tylko ktoś zupełnie inny. Gorsze święta dla dziecka trudno sobie wyobrazić. Co Teodorowi po prezentach i przysmakach, jeśli nie będzie obok niego ludzi, których  potrzebuje? Mimo to w tę wigilijną noc zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe. Wszystko za sprawą spadającej gwiazdy, która jak wiadomo ma moc spełniania marzeń... Teodor przeżywa wyjątkową przygodę, która na zawsze zmieni życie całej jego rodziny. A w tę wyjątkową noc spełnią się nie tylko jego marzenia...



Świąteczne życzenie to piękna opowieść w klimacie Bożego Narodzenia. Ta książka udowadnia, że w nadchodzących dniach naprawdę mogą dziać się cuda, mogą się spełniać marzenia... Piękne ilustracje, niezwykły klimat, dla nich warto choćby na chwilę oderwać się od przedświątecznych porządków i przygotowań. Kwadrans z tą książką sprawi, że każdy spojrzy na przedświąteczną bieganinę nieco przychylniejszym okiem, a przy okazji przypomni sobie o tym, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze!




Świąteczne życzenie
Katherine Rundell
ilustracje Emily Sutton
tłumaczenie Ewa Kleszcz
Wydawnictwo Wilga, 2018

 

BABARYBA razy 3!

To, że książki są fajne staram się udowadniać każdego dnia. Mam nadzieję, że jest na świecie kilka osób, które udało mi się do tego przekonać i chętnie sięgają razem ze swoimi dziećmi po książki. Gdyby jednak ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, spieszę z kolejnymi propozycjami.


Od razu zaznaczam, że nie są to nowości, ale wszystkie trzy tytuły są tak interesujące, że po prostu grzechem byłoby ich Wam nie pokazać! Wydało je wydawnictwo BABARYBA, które specjalizuje się w niebanalnych, miłych dla oka i wartościowych pozycjach. To oni przygotowali dla dzieci niesamowitą książkę Naciśnij mnie!, która dla wielu maluchów jest znacznie atrakcyjniejsza od smartfonów i tabletów. Miastonauci może nie są aż tak interaktywni jak książka Tulleta, ale gwarantuję Wam, że miłośników książek obrazkowych pochłonie na długie godziny. Tytus Brzozowski zabiera dzieci w podróż po mieście, a właściwie po miastach. Bo na każdej rozkładówce ukryły się budynki dobrze znane z różnych polskich miast. Zobaczyć tam można między innymi gdański Kościół Mariacki i Zamek Królewski w Warszawie. Ich wyszukiwanie to świetna zabawa dla całej rodziny, można je oglądać, podziwiać, a także wymyślać nowe kierunki wspólnych podróży. Może ktoś ruszy na wyprawę szlakiem bohaterów tej książki, czyli chłopca i pingwina. Oni przeżyli rzeczy bardzo wyjątkowe, których każdy może im zazdrościć...






Zazdrościć można również umiejętności, które inni już posiedli. Na przykład umiejętności liczenia. Bo przecież, kiedy kilkulatek umie liczyć do 100, to wszyscy są pełni zachwytu. A liczyć można się uczyć na wiele sposobów, na przykład z książką. Najczęściej trafiamy na książki, które obejmowały liczby od 1 do 20. Książka Babaryby znacząco się na tym tle wyróżnia, bo ona uczy liczyć do 100! Robi to oczywiście przez zabawę, bo każda strona to inna historia i inne zwierzęta/przedmioty/zjawiska do wypatrzenia. Trzeba na ilustracjach znaleźć na przykład 13 miauczących kotów (choć tego czy miauczą nie słyszymy). Trzeba policzyć czy nalano już 40 łyżeczek soku i sprawdzić, czy w pięciu samolotach zmieściło się 63 pasażerów. Oglądanie tej książki to świetna zabawa, która wspaniale łączy naukę z zabawą. Myślę, że większość czytelników tej książki nawet nie zauważy, kiedy tytułowe liczenie do 100 opanuje. I to jest w tym wszystkim najlepsze!






Ostatnią publikacją, o której chciałam Wam dziś opowiedzieć jest audiobook. W ostatnim czasie Tosia stała się ich wielką zwolenniczką. Nie ma dnia, żeby czegoś nowego nie słuchała. Pupy ogonki i kuperki bardzo się na tym tle wyróżniają. Dlaczego? Bo audiobooki to najczęściej są nagraniami baśni, powieści albo wierszyków. A tu mamy do czynienia z książką popularnonaukową. Z 31 rozdziałów dowiedzieć się można wiele na temat tytułowych pup. Jest rozdział o śmierdzącym skunksie, o czerwonej pupie pawiana i o jętce, która pupą oddycha. To doskonała propozycja dla wszystkich ciekawych świata maluchów. Wysłuchanie całości gwarantuje, że od tej pory dzieci będą Was częstować różnymi smaczkami dotyczącymi tylnej części ciała różnych gatunków. A czy ja już pisałam kto tę książkę czyta?! Oczywiście, że nie! A musicie wiedzieć, że robi to Wiktor Zborowski, więc jej słuchanie to nie tylko uczta dla umysłu, ale również dla ucha! 





Mam nadzieję, że nikogo nie muszę przekonywać, że czytanie książek to wielka przygoda. Różnorodność tytułów dostępnych na rynku wydawniczym sprawia, że łatwo się w tym zagubić. Trzy zaprezentowane przeze mnie książki, to tak zwane pewniaki. Adresowane do dzieci w różnym wieku, więc jeśli tylko dobrze dopasować wiek dziecka do tytułu, można mieć pewność, że prezent będzie trafiony w dziesiątkę i wzbudzi w obdarowanym zachwyt. A o to przecież w prezentach chodzi!

Te i inne książki znajdziecie na stronie wydawnictwa

"Doktor Proktor i niemal ostatnie święta" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

To najlepszy moment na czytanie tego typu książek. Właśnie teraz smakują najlepiej, bo opowiadają o wydarzeniach, których niedługo będziemy uczestnikami. I o tych, w których już uczestniczymy. O przedświątecznej bieganinie, o pakowaniu prezentów i czekaniu na przyjście Mikołaja. Są jednak i takie, książki, które opowiadają o tym, czego nikt przed Bożym Narodzeniem nie chciałby doświadczyć.


Taką historię opowiada książka Doktor Proktor i niemal ostatnie święta. Już sam tytuł brzmi niepokojąco, bo co miałyby oznaczać te "niemal ostatnie święta". Tego dowiadujemy się z książki. Jej bohaterowie Bulek, Lisa i doktor Proktor. Każdy ma wobec tych wyjątkowych dni wyjątkowe plany i oczekiwania. Niestety, wkrótce okazuje się, że w tym roku Boże Narodzenie może się w ogóle nie odbyć. Choć nie, będąc precyzyjną, powinnam napisać, że święta odbędą się, ale obchodzić je będą mogli jedynie wybrani! Na jakiej podstawie zostaną wyłonieni? Świętować będą ci, którzy wydadzą na prezenty dziesięć tysięcy koron. Kto wpadł na tak "genialny" pomysł? Jego autorem jest pan Thrane, właściciel domów handlowych. Osoby, które zrobią zakupy za określoną przez niego kwotę zostaną wpisane na listę uczestników świąt. Czy ma on do tego prawo? Ma! Bo, jak się okazuje, kupił od króla prawo do organizowania świąt. Dlaczego król je sprzedał? Ano dlatego, że jakiś czas wcześniej pojawił się u niego tajemniczy mężczyzna, który oznajmił, że w piwnicach zamku pojawił się grzyb. Jego usunięcie kosztować będzie masę pieniędzy, a tych król nie ma. I tu do akacji wkracza pan Thrane...



Na likwidację Bożego Narodzenia nie godzą się główni bohaterowie książki Jo Nesbo. Bulek, Lisa i doktor Proktor muszą zrobić wszystko, aby pokrzyżować plany właściciela domów handlowych. Na ich drodze stają jednak jego synowie, wredni bliźniacy, którzy pilnują, żeby nikt nie odważył się złamać zakazu wymyślonego przez ich ojca. Do akcji wkroczy ktoś jeszcze. Ktoś kto z Bożym Narodzeniem ma bardzo dużo wspólnego. Chyba domyślacie się o kim mowa...

Nie wiedziałam, że Jo Nesbo pisze również książki dla dzieci. Nie umiem ich jednak porównać z tymi dla dorosłych, bo tych ostatnich nigdy nie czytałam. Ale jeśli pisze je tak samo dobrze, jak te o Doktorze Proktorze, to czuję się zachęcona. Emocjonująca, bardzo interesująca i doskonale skonstruowana książka to dobra lektura na Boże Narodzenie i nie tylko. Szalony wynalazca i jego młodzi przyjaciele szybko zaskarbią sobie sympatię czytelników, którzy na pewno będą im kibicować w zmaganiach z przeciwnikami. Emocji nie zabraknie, bo czy potraficie wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś ustala limit wydatków, od którego można zacząć obchodzić Boże Narodzenie? Ja nie. Z drugiej strony, czytając tę książkę, cały czas zadawałam sobie pytanie, czy nie jest to trochę opowieść o naszym konsumpcjonizmie? O dzikiej pogoni za prezentami, o robieniu gigantycznych zakupów spożywczych, a potem wyrzucaniu wielu produktów do śmieci. Patrząc na to, co dzieje się w centrach handlowych, kwota wymyślona przez pana Thrane, dla wielu nie byłaby trudna do osiągnięcia.  Dla bohaterów tej książki ważne było coś innego, chodziło o samo obchodzenie Bożego Narodzenia, a nie o pogoń za zakupami. Ta książka to udowadnia, tylko czy odważymy się zrezygnować z buszowania w galeriach handlowych? Czy uwierzymy, że bez stołów uginających się od przysmaków i góry prezentów pod choinką święta i tak się odbędą? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam...



Doktor Proktor i niemal ostatnie święta
Jo Nesbo
ilustracje Per Dybvig
tłumaczenie Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2018
wiek 12+