Matka i ojciec w kinie, czyli "Bogowie" na ekranie...

Udało się! Po trzech latach! Tak, dopiero po trzech latach wybraliśmy się do kina we dwoje, w dodatku od razu na seans o godzinie 19 i to w sobotę. I po części był to błąd, bo kino pękało w szwach. Zapewne to zasługa filmu, po pierwsze świetny, po drugie tydzień po premierze. Byliśmy na "Bogach" w reżyserii Łukasza Palkowskiego (film zwyciężył w tym roku w Gdyni). Każdy zapewne wie, że opowiada historię Zbigniewa Religi. Dawno żaden film nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia.
Do tych, które wrażenie zrobiły i pozostają w mojej głowie, mimo upływającego czasu na pewno zaliczam Dom zły i Różę Wojtka Smarzowskiego, Plac Zbawiciela Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, Pokłosie Władysława Pasikowskiego, Skazany na bluesa Jana Kidawy-Błońskiego, Boisko bezdomnych Kasi Adamik. Z tych obejrzanych już nieco dawniej poraził mnie Dług Krzysztofa Krauze.
Jest wiele filmów, które po prostu lubię, Papusza również duetu Kos-Krazue, Warszawa Dariusza Gajewskiego, Jasminum Jana Jakuba Kolskiego, Pogoda na jutro Jerzego Stuhra.
Kolejność wymienionych przeze mnie filmów jest absolutnie przypadkowa. Wymieniam tylko polskie filmy, bo do nich mam najwięcej serca. Choć są i filmy zagraniczne, które uwielbiam, tu wystarczy wymienić całą filmografię Pedro Almodóvara, film I twoją matkę też Alfonso Cuaróna oraz Dom snów Jima Sheridana. Szaleję za Vicky Cristina Barcelona Woodego Allena.  
Teraz do tego grona dołączyli Bogowie, film wybitny i słusznie nagrodzony Złotymi Lwami.
Niby film biograficzny, a jednak daleki od tego, co do tej pory serwowało nam polskie kino. To nie film-pomnik, jak ten o Janie Pawle II, to nie jest bezkrytyczne podejście do bohatera, jak w Wałęsie. Film nie wyciska łez ani nie irytuje. Jest taki jak życie. I bohater jest prawdziwy. Tomasz Kot jest niesamowity, on nie gra Zbigniewa Religi, on nim jest, choć nie ma tutaj silenia się na dokładne naśladowanie (tak, jak we wspomnianym Wałęsie, gdzie naśladowanie sposobu mówienia byłego prezydenta przez Roberta Więckiewicza doprowadzało mnie do szału). Jest Religą na tyle mocno, że momentami zastanawiałam się, czy zdjęcia archiwalne przeplatają się z filmowymi (podobne uczucia mogą towarzyszyć oglądaniu filmu Mój Nikifor). Świat przedstawiony w filmie chyba niewiele różni się od tamtej rzeczywistości. Piszę chyba, ponieważ nie wiem jak to naprawdę było, kiedy Religa objął klinikę w Zabrzu jeszcze nie było mnie na świecie, w dniu pierwszego przeprowadzonego przez niego przeszczepu serca miałam siedem miesiący. Podpytałam, więc tatę, powiedział, że było podobnie. Potem uzupełniłam wiedzę o wywiady z lekarzami pracującymi z kardiochirurgiem i okazuje się, że film nie mija się z prawdą. Nie mija się też z dzisiejszą rzeczywistością, młodym nadal nie jest łatwo przebić się, jeśli chcą zrobić coś wielkiego. I, że lekarze z powołania, którym los pacjenta nie jest obojętny muszą zmierzyć się ze wszystkimi przeszkodami, które stawiają przed nimi ci, którzy bycie lekarzem traktują jako zawód, a nie misję. Pokazuje też bolesną prawdę o tym, że jeśli chce się zrobić coś wielkiego nie ma miejsca na rodzinę, obie strony zawsze będą cierpieć i czekać w samotności.
Film pokazuje zupełnie inny świat, niby nieodległy, bo to przecież lata 80. XX wieku. A jednak wszystko było takie inne i trudne. Dziś po organy do przeszczepu leci się helikopterem, wtedy trzeba było korzystać z samochodu, wtedy będąc na wakacjach odbierało się telefony na posterunku milicji, dziś każdy ma przynajmniej jeden telefon komórkowy, benzynę kupuje się bez kartek, a obce waluty wymienia w kantorze. I choć, z jednej strony, wszystko jest tak odległe i wiedza medyczna jest już zupełnie inna, wielu Polaków nadal postrzega serce jako relikwię i źródło wszelkich uczuć, a nie jako mięsień, który po śmierci można oddać innemu człowiekowi, żeby przedłużyć jego życie.
Czy tytułowi bogowie igrali z ludzkim życiem i dążeniem do przeprowadzenia transplantacji uzurpowali sobie prawo do decydowania o nim? Z dzisiejszej perspektywy, kiedy przeszczep serca jest czymś normalnym wiemy, że nie, ale tak jak napisałam wcześniej to były inne czasy, ludzie posiadali inną wiedzę, a google jeszcze nie istniały.
Film zrobiony jest świetnie, a przede wszystkim kończy się w doskonałym momencie, nie powiem, w którym, bo może ktoś jeszcze nie widział. A warto zobaczyć!
I jeszcze jedna refleksja, polska transplantologia może na Bogach tylko zyskać, każdego kto do tej pory wahał się, czy wyrazić zgodę na pobranie swoich organów, film powinien do tego przekonać. Ja kartę ze zgodą noszę w portfelu od kilku lat, a Wy?

Komentarze