Kiedy Antonina chciała zostać lekarzem... "Podróż do wnętrza ucha" (Wydawnictwo TADAM)

Tak, jak pisałam ostatnio, zanim panna Antonina podjęła decyzję o wstąpieniu na ścieżkę kariery artystycznej, rozważała możliwość zostania lekarzem. Pasję medyczną rozwijają w niej regularnie odwiedziny przedszkolnej pielęgniarki. Po każdym spotkaniu z panią Żanetą wraca do domu pełna nowej wiedzy, oswojona z nowymi nazwami i jeszcze lepiej zorientowana w kwestii tego, co gdzie się znajduje. Równie chętnie Tosia poszerza swoją wiedzę medyczną w domu, książki na ten temat były jednymi z atrakcyjniejszych propozycji. Nawet, jeśli miałaby nie zostać lekarzem (bo przecież na podjęcie takiej decyzji ma jeszcze bardzo dużo czasu), dobrze, żeby wiedziała, jak funkcjonuje ludzkie ciało. Dlatego skusiła mnie Podróż do wnętrza ucha, która na okładce obiecywała mi, że jest "kompendium wiedzy o budowie narządu słuchu człowieka". I co mogę powiedzieć po jej przeczytaniu? Czy to naprawdę jest książka dla przyszłych lekarzy?


Na początku niewiele o uchu możemy przeczytać. Więcej jest zdań o miłości, przyjaźni i potrzebie posiadania obok siebie kogoś bliskiego. Tak, tak, takie problemy ma bohater Podróży do wnętrza ucha, sympatyczny ślimak Joachim. Mieszkał on sobie w trzonku prawdziwka. Miał błyszczącą muszelkę, długie czułki, a przy pełzaniu zostawiał po sobie ślad najlepszej jakości śluzu. Czuł się Joachim ślimakiem dość wyjątkowym. Przeszkadzała mu tylko jedna rzecz - był sam. 

Bo co komu po błyszczącej muszelce, długich czułkach i śluzie najlepszej jakości
jeśli nie ma się z kim cieszyć tymi zaletami.

Nie miał Joachim szczęścia w miłości i ślimaczki odpowiedniej znaleźć nie potrafił. Na szczęście miał przyjaciółkę pchełkę Lusię, dobrą, życzliwą i zawsze gotową do pomocy. To ona przyniosła kiedyś wiadomość, że gajowy ma w uchu ślimaka, którego bardzo łatwo uszkodzić! Nie zastanawiając się długo postanawiają ślimakowi, który wpadł do ucha pomóc. Niestety Joachim jest zbyt wolny, żeby uczestniczyć w misji ratunkowej, dlatego rusza na nią jedynie Lusia. Starannie przygotowuje się do wyprawy, pakuje najpotrzebniejsze rzeczy, żegna się z przyjacielem i znika na trzy dni. Joachim czeka niecierpliwie, jednak wieści, które przyniosła Lusia, nie są tymi, które chciał usłyszeć. Pchła opowiada o swojej podróży (w której ostatecznie towarzyszył jej również młodszy brat - Borys). Wszystko zaczęło się przy wejściu do ucha. To tam rozpoczęła się ta bardzo oryginalna, ciekawa, a momentami niebezpieczna podróż. Jej celem było odnalezienie i uwięzienie tkwiącego tam ślimaka. Tego oczywiście nie udało im się zrobić, bo jak dobrze wiemy, ślimak jest integralną częścią każdego ucha i wyjąć go tak po prostu nie można. Mimo to Joachimowi udało się trafić na bratnią duszę. Nie zdradzę, gdzie ją znalazł, ale podpowiem, że ma to związek ze słuchaniem;)

Książka bardzo mi się podoba. Jest zaskakująca, myślałam, że to paranaukowa opowieść dla najmłodszych, a tu niespodzianka. Bo na początku otrzymujemy ciekawą historię, którą czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem. Dopiero później dociekamy do ucha. Ale nawet tutaj informacje dotyczące budowy tego narządu podane są w sposób ciekawy i zrozumiały dla młodych czytelników. Na wyklejce znalazł się rysunek wnętrza ucha, na nim zaznaczono i nazwano wszystkie jego części. Te same numery znaleźć można w książce, wpisano je w mapę i kompas, które odsyłają czytelników do rysunku z wyklejki. Dzięki temu dzieci (ale i dorośli) jeszcze łatwiej zapamiętają, gdzie znajdują się poszczególne elementy ucha.


A czy spodobała się Tosi? Ją, na początku zachwyciły ilustracje. Ja nie jestem ich aż tak zagorzałą fanką, ale to przecież książka dla dzieci, więc jeśli dziecku się podobają, jest znakomicie! Podoba jej się również historia wymyślona przez Izabelę Michtę, dzięki niej dowiedziała się całkiem sporo o budowie swojego ciała. I bardzo dużo z tego zapamiętała:) A to jest przecież najważniejsze:) 







Podróż do wnętrza ucha
Izabela Michta
ilustracje Marzena Wiśniewska
Wydawnictwo TADAM, 2016
Wiek 5+

Za książkę dziękuję

Komentarze

  1. "Antonina" mi się za bardzo kojarzy z moją wychowawczynią z liceum ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. SUper, że jest tak ciekawa i chłonna wiedzy :) Fajnie, że ma sie kim inspirować!
    Książka wygląda sympatycznie i jest kolorowa, pewnie po nią sięgniemy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja powinnam mieć zakaz wchodzenia na blogi książkowe, bo zbankrutuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie dziękuję za wspaniałą recenzję! Jest mi bardzo miło że historia się spodobała =)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz