"Bibuła w tapczanie. O Solidarności dla dzieci" (Wydawnictwo AGORA dla dzieci)

Z czym obcokrajowcom kojarzy się Polska? Kiedyś bez wahania wymieniłabym Jana Pawła II, Adama Małysza i Roberta Kubicę. Dziś te osoby są dla wielu (zwłaszcza młodych) postaciami niemal historycznymi. Ludźmi, których albo nigdy nie widzieli. Obcokrajowcy kojarzą nas pewnie z pierogami, Malborkiem, Krakowem, Igą Świątek i, niezmiennie, z Solidarnością. Ruchem społecznym, który narodził się w Polsce 45 lat. Ruchem, który zapoczątkował wielkie przemiany ustrojowe w Europie Wschodniej.


Dziś często deprecjonujemy osiągnięcia Solidarności, jej twórców i działaczy. Niesłusznie, bo gdyby nie oni mogłoby nie zmienić się nic. Moglibyśmy nadal żyć w smutnym i szarym kraju znajdującym się pod wpływami mocarstwa zza wschodniej granicy. Ze smutkiem i zazdrością patrzylibyśmy na to, jak żyją ludzie za naszą zachodnią granicą. Nadal stalibyśmy w kolejkach albo przyglądali się pustym półkom w sklepach. Nie moglibyśmy podróżować bez paszportów po (niemal) całej Europie. Trudno sobie to dziś wyobrazić. Dziś mamy tak wiele, że nie odczuwamy żadnych braków. Nie zastanawiamy się też komu zawdzięczamy to, co jest dla nas codziennością. A powinniśmy. I powinniśmy mówić o tym kolejnym pokoleniom.



Dlatego tak bardzo ucieszyłam się, kiedy wśród zapowiedzi wydawniczych zauważyłam książkę Bibuła w tapczanie. O Solidarności dla dzieci Michała Rusinka. Nie wiedziałam jaką formę będzie miała ta książka. Czy bardziej przypominać będzie leksykon albo książkę popularnonaukową czy może będzie to powieść opisująca życie w latach 80. XX wieku. Okazało się, że autor połączył te dwie rzeczy. Mamy w tej książce jego opowieść o Polsce lat 80., w którą wplótł mnóstwo informacji dotyczących sytuacji politycznej i społecznej w tamtych czasach. To stąd można się dowiedzieć, czym była Solidarność i z czyjej inicjatywy powstała. Tam przeczytacie o strajku w Stoczni Gdańskiej oraz podpisaniu porozumień sierpniowych. Poznacie postulaty strajkujących robotników i przeczytacie o codziennym życiu Polaków. Autor wiele solidarnościowych postulatów odnosi do codzienności, którą znają czytelnicy jego książki. To, czym jest solidarność opisuje na przykładzie szkoły i niewłaściwych zachowań, które mogą mieć na jej terenie miejsce. Książka nie kończy się jednak na podpisaniu porozumień sierpniowych, to literacka podróż do końca lat 80. Przez stan wojenny, obrady Okrągłego Stołu aż do pierwszych częściowo wolnych wyborów w czerwcu 1989 roku. 

  



Czy ta książka przypadła mi do gustu? Tak! Najnowsza historia Polski zawsze była dla mnie interesująca. PRL to, moim zdaniem, jeden z najciekawszych okresów w dziejach naszego kraju. Bliski mi pewnie dlatego, że ciągle żyją ludzie, którzy byli jego naocznymi świadkami i mogą nam o nim opowiadać. Michał Rusinek i jego siostra Joanna, która tę książkę zilustrowała są jednymi z nich. Czy mają prawo mówić o tych czasach, skoro byli wtedy dziećmi? A dlaczego nie mieliby mieć? Perspektywa dziecka żyjącego w PRL-u jest dla młodych czytelników bardzo interesująca. Przecież wtedy mieli tyle samo lat, co czytelnicy teraz. Dzięki temu mogą zobaczyć, jak bardzo przez te 45 lat zmieniła się Polska. Zobaczyć także w sensie dosłownym, bo ilustracje Joanny Rusinek to kolaże, w które wpleciono pamiątki i zdjęcia z tamtego czasu. Ich oglądanie to szansa na podróż do przeszłości i przyjrzenie się temu, jak wyglądał świat, w którym żyli dziadkowie i rodzice czytelników, do których adresowana jest ta książka. Dziś obchodzimy 45. rocznicę podpisania porozumień sierpniowych. Nie jest to jednak lektura tylko na dzisiejsze święto, to lektura na każdy dzień. Książka, którą powinno przeczytać każde dziecko! Bo takiej książki jeszcze nie było!




 Bibuła w tapczanie. O Solidarności dla dzieci

Michał Rusinek

ilustracje Joanna Rusinek

AGORA dla dzieci

wiek 6+ 


 https://agoradladzieci.pl/

"Rob & Ot. Dwa roboty"/"Rob & Ot. Wyjątkowy przyjaciel" (Wydawnictwo Debit)

Koniec wakacji nie jest już niczym odległym. Sierpień właściwie dobiegł już końca. Dni stają się coraz krótsze, a wieczory coraz chłodniejsze. Myśli od szkole trudno odgonić, bo w najbliższy poniedziałek uczniowie wrócą do swoich klas. Są też tacy, którzy do szkoły pójdą po raz pierwszy. Najmłodsi uczniowie, którzy szkołę będą dopiero odkrywać i poznawać. Ci, którzy rozpoczną wielką przygodę z nauką. Będą uczyć się czytać, liczyć, rysować, poznawać świat przyrody. Przed nimi bardzo dużo pracy. Co można zrobić, żeby nauka kojarzyła się im z przyjemnością? Wspierać, wspierać i jeszcze raz wspierać!


Ja pokażę Wam dziś książki, które pomogą dzieciom, które zaczynają naukę czytania. Serię, której podtytuł brzmi "Nauka czytania to przygoda". Niedawno ukazały się jej pierwsze dwa tomy, na które zwrócić uwagę powinien każdy, kto chciałby wspierać dzieci, które uczą się czytać. Książki nie są ani duże, ani grube, ale od razu zwracają uwagę. Żółtych okładek trudno nie zauważyć. Trudno byłoby nie zwrócić na nie uwagi. Są inne, więc małego czytelnika na pewno zaintrygują. A co te okładki w sobie kryją? Opowieści o dwóch robotach. Jeden ma na imię Rob, drugi nazywa się Ot. Dostarczono je w kartonie do domu Uli. Dziewczynka nie spodziewała się żadnej przesyłki, ale jak każde dziecko zdecydowała się zajrzeć do pudełka. Tak w jej życiu pojawili się Rob i Ot. Roboty, które o świecie nie wiedziały nic. I Ula musiała im o wszystkim opowiedzieć. A czytelnicy muszą to wszystko przeczytać.





W tych książkach tekstu nie ma wiele. Raczej przypominają one komiks niż opowiadanie (albo powieść). Większość tekstu umieszczone zostało w komiksowych dymkach. Zdania nie są długie, pojawia się wiele pojedynczych słów. Wszystkie zapisano dość dużą czcionką. Dzięki temu nawet najmniej wprawni czytelnicy powinni sobie z nimi poradzić. Każdą książkę podzielono na kilka rozdziałów. Dzieci mogą dzielić sobie czytanie na części. Nie muszą od razu mierzyć się z całością. To bardzo dobre rozwiązanie zwłaszcza dla tych, którzy czytać dopiero się uczą i mogą się przy tym nieco bardziej męczyć. Każda strona tej książki to również duża i zabawna ilustracja, na której można zobaczyć to, o czym się czyta. To również umila i ułatwia lekturę. A na koniec niespodzianka! Kilka ostatnich stron to różne łamigłówki i kolorowanki. Świetna nagroda po przeczytaniu całości. Jestem pewna, że te książki zadomowią się na naszym rynku wydawniczym. Są nieco inne od tych, które były dostępne do tej pory. Dzieciakom na pewno się spodobają i pokażą, że samodzielne czytanie to wspaniała przygoda!




 

 Rob & Ot. Dwa roboty

 Rob & Ot. Wyjątkowy przyjaciel

Copons & Fortuny

tłumaczenie Agata Picheta

Wydawnictwo Debit 2025

wiek 5+ 

 

"Jak nie dać się pożreć rekinom i inne (nie)życiowe porady" (Wydawnictwo Świetlik)

Kiedy wybieram książki dla siebie sięgam najczęściej po reportaże lub inspirujące biografie. Powieści czytam coraz rzadziej, a jeśli już takowe wybieram, to rzadko są to popularne czytadła albo romanse. Lubię, kiedy książka mnie inspiruje. To jednak moje własne, dorosłe, bardzo świadome wybory. Kiedy byłam dzieckiem kierowałam się zupełnie innymi kryteriami. Pamiętam jak pochłonęłam wszystkie książki opowiadające o przygodach Alfa, którego dobrze znałam z telewizyjnego serialu. Uwielbiałam powieści obyczajowe opowiadające o przygodach ludzi w moim wieku. Kochałam też książki, które odpowiadały na różne mniej i bardziej poważne pytania. Te ostatnie wypożyczałam z biblioteki, ale miałam również sporą kolekcję w domowej biblioteczce.


Przypomniałam sobie o nich, kiedy w moje ręce wpadła książka Jak nie dać się pożreć rekinom i inne (nie)życiowe porady. Książkę, która od razu wywołała uśmiech na mojej twarzy. Naprawdę trudno się nie uśmiechnąć na widok takiego tytułu. Zwłaszcza mieszkając w Polsce, gdzie kontakt z rekinami mamy raczej niewielki. Nadmiar wiedzy jednak nikomu jeszcze (chyba) nie zaszkodził, więc z zainteresowaniem przeczytałam pierwszy rozdział. Rozdział, który podobnie jak wszystkie kolejne, napisano z ogromnym poczuciem humoru. Autor książki wyjaśnia czytelnikom, że rekiny nie powodują zbyt wielu wypadków śmiertelnych i zdecydowanie bardziej zagraża nam wiele innych rzeczy i zjawisk. Jakich konkretnie, nie chcę Wam zdradzać, bo odbiorę Wam przyjemność czytania tej książki. Z takim samym uśmiechem na ustach czytałam drugi rozdział książki, w którym można znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Ziemia naprawdę jest płaska. Przeczytacie w nim o wielkich odkryciach astronomów i naukowców, które kazały ludziom inaczej spojrzeć na planetę, na której żyją. Trzy kolejne rozdziały są równie oryginalne i ciekawe. Jestem pewna, że wielu z Was będzie przecierać oczy ze zdumienia, a już po chwili ocierać łzy, które ze śmiechu będą kapać na ich policzki!





Nie spodziewałam się, że lektura tej książki sprawi mi aż tyle przyjemności. Myślę, że jej właściwi adresaci, czyli czytelnicy znacznie ode mnie młodsi, nie będą się mogli od niej oderwać. To doskonała odskocznia od różnych poważnych lektur, które dzieci muszą czytać w szkole. To książka, dzięki której można rozkochać się w czytaniu. Zabawna, ciekawa i bardzo nietypowa. Dobra propozycja czytelnicza dla tych, którzy za czytaniem nie przepadają. Dla wszystkich, którzy jeszcze nie odkryli, że czytanie może sprawiać przyjemność. Że nie musi być przykrym obowiązkiem. Ta wzbudzi ich zainteresowanie i wywoła uśmiech na twarzach. Przy takiej dawce humoru nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej! Dodając do tego jeszcze przezabawne ilustracje, które doskonale współgrają z tekstem, otrzymujemy książkę obok której bardzo trudno będzie Wam przejść obojętnie. Mnie się nie udało i w ogóle tego nie żałuję!





Jak nie dać się pożreć rekinom i inne (nie)życiowe porady

John Larkin

ilustracje Chrissie Krebs

tłumaczenie Mateusz Rulski-Bożek

Wydawnictwo Świetlik 2025 


Nowe książki w serii "Czytam sobie" (Wydawnictwo HarperKids)

Trudno mi uwierzyć, że w czerwcu Tosia skończyła szkołę podstawową. Że w lipcu dostała się do liceum. Że wakacje minęły błyskawicznie i już za niespełna tydzień stanie się uczennicą szkoły średniej. Przecież niedawno rozpoczynała naukę w podstawówce. Trudno uwierzyć, że od tego dnia minęło osiem lat. Osiem lat, w których tak wiele się zmieniło. Tosia czyta, liczy, mówi po angielsku. Już za kilka dni jej miejsce w podstawówce zajmą inne dzieci. Teraz to one będą musiały się wszystkiego nauczyć.


Przez ostatnie osiem lat rynek pomocy naukowych niesamowicie rozwinął się i zmienił. Często z zazdrością patrzyłam na nowe książki, które się ukazywały i żałowałam, że Tosia była już za duża, żeby z nich korzystać. Są jednak i takie, z których Tosia korzystała i, które na polskim rynku wydawniczym dostępne są do dzisiaj. Ba! Cały czas się rozwijają i wspierają dzieci, które uczą się czytać. Wśród nich zdecydowanym liderem jest seria "Czytam sobie". Jedna z, moim zdaniem, najlepszych metod, które pomagają dzieciom w (czasem niełatwym) procesie nauki czytania. Właśnie ukazały się nowe tytuły, które powinny zainteresować dzieci, ich rodziców i nauczycieli. Książki wydawane w serii "Czytam sobie" podzielone są, jak pewnie wielu z Was wie, na trzy poziomy. Na pierwszym, najprostszym, dzieciom wystarczy znajomość podstawowych głosek i "h". Zdania są krótkie, a tekstu nie ma wiele. Na drugim poziomie ilość tekstu rośnie, pojawiają się zdania złożone i dialogi. Po książki z poziomu trzeciego mogą sięgnąć najbardziej wprawieni czytelnicy. Tu tekstu jest już naprawdę sporo, a ilustracji jest coraz mniej.  

Najnowsza książka na poziomie 1. to Wypadek na stacji metra Justyny Bednarek. To opowieść, która do gustu przypadnie wszystkim miłośnikom zwierząt i różnych środków lokomocji. Akcja książki rozgrywa się na stacji metra, gdzie może dojść do wypadku. Po peronie chodzi pies. Czy ktoś go zauważy i uchroni przed wypadkiem? Tego dowie się każdy, kto do końca przeczyta tę historię.





Sprawniej czytające dzieci mogą sięgnąć po książkę z poziomu 2. Tu czeka na nich historia autorstwa Marcina Barana Detektyw Sowa na tropie. To doskonała lektura dla tych, którzy lubią historie kryminalne. Detektyw Sowa i jej asystent padalec Wypluwka nie boją się niczego, żadna sprawa nie jest dla nich za trudna. A najważniejsza w tym wszystkim jest chęć pomocy innym. Czy można wyobrazić sobie lepszą postać do naśladowania?





Okazuje się, że tak. Takiego bohatera spotkacie w książce Karetka mojego taty autorstwa Joanny Jagiełło. Jej bohater, mały Antek ma tatę, który wykonuje trudny i odpowiedzialny zawód. Tata Antka pracuje jako ratownik medyczny. Z tego powodu bardzo często nie ma go w domu. Nie może też uczestniczyć w różnych ważnych dla syna wydarzeniach. Jednym z nich jest mecz drużyny piłkarskiej, w której gra Antek. Chłopiec strzela w nim decydującą bramkę. Niestety, nie potrafi się tym w pełni cieszyć. Chciałby, żeby tego gola zobaczył jego tata...





Trzy nowości, trzy nowe historie napisane przez dobrze dzieciom znanych autorów. Świetnie zilustrowane przez twórców, których dzieci bardzo lubią (Dianę Karpowicz, Tomka Kozłowskiego i Katarzynę Koczubiej-Pogwizd). Dobrze napisane. Wciągające i interesujące. Jeśli tylko dzieci sięgną po książkę na odpowiednim dla nich poziomie, na pewno sobie z nią poradzą. Satysfakcja po pierwszej samodzielnie przeczytanej książce będzie na pewno ogromna. Dzięki temu czytanie będzie się kojarzyć najmłodszym uczniom z przyjemnością. Nie będę też ukrywać, że również z nagrodą. Na końcu każdej książki na dzieci czekają naklejki i dyplom! To wszystko dla dzielnych czytelników, którzy przeczytali całą książkę i odpowiedzieli na pytania, które znajdują się na końcu i sprawdzają rozumienie tekstu. Kto sobie z nimi poradzi, ten już zawsze czytać będzie z przyjemnością.

Te i inne książki z serii "Czytam sobie"

znajdziecie na 

https://harpercollins.pl/
 

Gra(my) w piątki: "Pino Postiono. Szalony wyścig przez knieje" (Wydawnictwo EGMONT)

Słoneczny długi weekend zachęcił wiele osób do wyjazdu. Po zimnym i deszczowym lipcu przyszły w końcu upały. Trzeba się nimi nacieszyć, bo rozpoczęcie roku coraz coraz bliżej. Doskonale wiem, że są jednak ludzie, którzy upałów nie lubią i w takie dni zaszywają się w domu. Dziś mam coś specjalnie dla nich. Coś, co umili czas spędzany w domu. I coś, co jesienią i zimą przyda się wszystkim, bo przecież wielu z nas uwielbia relaks przy rodzinnych grach!


Pino Postino. Szalony wyścig przez knieje to gra, która sprawdzi się w każdej rodzinie, w której są dzieci w wieku szkolnym. Jej twórcy adresują ją do graczy od siódmego roku życia. Czym Pino Postiono wyróżnia się na tle innych gier? Długo mogłabym wymieniać. Zacznę od historii, którą ta gra opowiada. Wszystko zaczęło się od kontuzji, która dopadła królewskiego sokoła pocztowego. Pino Postino złamał skrzydło! Trzeba szybko znaleźć dla niego zastępstwo. Musi to być ktoś odpowiedzialny i godny zaufania, ponieważ król i królowa często powierzali mu bardzo ważne (i tajne) misje. Godny zastępca musi być szybki. Nie powinien zwracać na siebie uwagi. Do walki stają Jeleń, Dzik, Królik, Niedźwiedź i Lis. Wizerunek każdego z nich widać na drewnianym pionku. Oprócz nich w pudełku znajdują się również kafelki miejsc, karty i trzy puzzle brzegowe planszy. Te ostatnie trzeba połączyć ze sobą przed rozpoczęciem gry. Wewnątrz brzegu planszy, który powstał w wyniku połączenia puzzli, układamy (losowo) z kafelków dwa rzędy (jedyne wymaganie to, żeby na początku znalazł się kafelek Start, a na końcu Meta). Na kafelku Start układamy wszystkie pionki zwierząt (zawsze pięć, bez względu na to, ile osób bierze udział w rozgrywce). Każdy z graczy otrzymuje po jeden z pięciu kart Tajnych Zwierzaków, jeden zestaw pięciu kart do Zgadywania (znajdują się na nich wizerunki Jelenia, Dzika, Królika, Niedźwiedzia i Lisa) oraz trzy Karty Terytoriów (resztę odkładamy obok planszy). Sporo, prawda? Ale w instrukcji wszystko zostało zrozumiale opisane, więc nikt nie będzie miał wątpliwości, co jest potrzebne do gry. Instrukcję warto mieć pod ręką, bo tam znajdziecie informację o tym, które zwierzęta mogą się poruszać po którym terytorium. Tak przygotowani możemy przystąpić do gry! Gracze dobierają Karty Terytorium. W ręce mają już cztery i grają jedną z nich. Do przodu przesuwają wszystkie zwierzęta, które widzą na zagranej karcie. Gramy wszystkimi pionkami i wszystkie zwierzęta mogą się przesuwać. Gra kończy się, kiedy wszystkie zwierzęta dotrą do kafelka Meta. Czy przy takich zasadach gry można wskazać zwycięzcę? Można. Mamy przecież Karty Tajnego Zwierzęcia. A do tego, po tym, jak wszystkie zwierzęta dotrą na metę, odbywa się wielkie odgadywanie Tajnych Kart. To dodatkowa atrakcja, która nieco wydłuży, ale również uatrakcyjni rozgrywkę.




Gier na rynku dostępnych jest wiele. Jedne szybko zyskują wierne grono fanów, inne muszą na to poczekać znacznie dłużej. Jeszcze inne zostają błyskawicznie zapomniane. Do której gry trafi Pino Postino? Moim zdaniem dzieciom i rodzicom gra się spodoba. Zasady nie są banalne. Dzięki temu nawet nieco starsi będą musieli trochę pogłówkować. Zasady mogą zaskoczyć, ale nikogo nie powinny zniechęcić. Sama rozgrywka nie jest długa (powinna zająć Wam kwadrans), więc nikt tą grą nie znudzi się ani nie zniechęci. Warto też podkreślić, że wszystkie elementy gry są bardzo starannie wykonane i po prostu miłe dla oka. No, i ta historia, którą ta gra opowiada. Wszystko tu pięknie składa się w całość. I sprawia, że ta gra może w najbliższym czasie zawojować nasze domy!



 

Pino Postiono. Szalony wyścig przez knieje

liczba graczy 2-4

czas rozgrywki 15 minut

wiek graczy 7-107

EGMONT 2025 

https://egmont.pl/