Gra(my) w piątki: "Ubongo Junior" (Wydawnictwo EGMONT)

Lato walczy dzielnie. Nie ma na razie ochoty się z nami żegnać. Krótkie rękawy jeszcze długo nie trafią do najdalszych zakamarków szafy. Co prawda dni stają się coraz krótsze, ale popołudnia nadal można spędzać na zewnątrz.  Czy jest to więc czas na odkrywanie nowych gier? Oczywiście, że tak! Bo na gry zawsze jest odpowiedni czas.

Coraz dłuższe wieczory chętnie spędzamy w rodzinnym gronie. To dobry czas, żeby nadrobić zaległości w oglądaniu filmów, czytaniu książek i graniu w planszówki. We wszystkim, czego być może nie robiliśmy korzystając z pięknej pogody i uroków różnych odwiedzanych miejsc. Można oglądać, grać i czytać to, co znamy i lubimy. Można odkrywać nowości. Ja pokażę Wam dziś grę, która te dwie cechy łączy. To Ubongo Junior, najmłodsze dziecko autora kultowej gry. Gry, którą znają chyba wszyscy. Gry, która niesamowicie się rozwija i cały czas zaskakuje. Teraz wersją dla młodszych graczy. W Ubongo Junior grać mogą już czterolatki. Czy tak małe dzieci poradzą sobie z tą grą? Tak! I powiem więcej, myślę, że szybko stanie się jedną z ich ulubionych gier. W pudełku znajdziecie (prawie) wszystkie elementy, które znamy z pierwotnej wersji tej gry. Są dwustronne plansze, na których układa się kafelki, są diamenty, które dostaje się w nagrodę i klepsydra, która odlicza czas rozgrywki. 

 




Kafelki różnią się od tych, które znamy, bo w zależności od koloru widnieją na nich różne zwierzęta. Grać w Ubongo Junior będziemy z bawołami, zebrami, strusiami, żyrafami i przedstawicielami pięciu innych gatunków. Przed rozpoczęciem gry każdy gracz wybiera siedem planszetek. Wszyscy ustalają, w którą (prostszą czy trudniejszą) wersję gry grają. Prostsza wymaga użycia tylko dwóch kafelków, do ułożenia trudniejszej potrzebne będą trzy. Kolejne kroki nie różnią się od etapów gry w tradycyjne Ubongo. Osoba, która jako pierwsza ułoży kafelki w odpowiedniej konfiguracji musi krzyknąć "Ubongo" i wylosować z woreczka odpowiednią liczbę kryształków. Gra kończy się po siedmiu rundach, wygrywa ten, kto zgromadził najwięcej kryształków.



Bardzo lubię Ubongo. To na pewno jedna z najoryginalniejszych, najciekawszych i najbardziej rozwijających gier. Nie jestem mistrzynią tej gry (Tosia jest ode mnie zdecydowanie lepsza), ale lubię w nią grać. Cenię ją za to, że wymaga ode mnie zastanowienia się, że muszę pomyśleć, trochę się zastanowić i dopiero wtedy układać właściwy wzór. Lubię w nią grać, nawet wtedy, kiedy po raz kolejny przegrywam i moje dziecko okazuje się lepsze ode mnie. Taka to już gra. Niekoniecznie starsi muszą mieć przewagę. Przewagę ma ten, kto szybciej zrozumie i opanuje zasady tej gry. Może wygrywać także ten, kto częściej próbuje grać w Ubongo samodzielnie. My często próbowałyśmy takich samodzielnych rozgrywek przed pierwszą wspólną grą. Ot, taka forma treningu. Jeśli jeszcze nie znacie tej gry, to musicie ją koniecznie poznać. Jestem pewna, że znajdziecie taką jej wersję, która spodoba Wam się najbardziej. Ta, którą pokazałam Wam dzisiaj to gra stworzona z myślą o najmłodszych i początkujących graczach. Świetne wprowadzenie w świat tych gier. I pierwsza gra z tej serii, która trafi do Waszych domów. Pierwsza, bo na jednej na pewno się nie skończy. Ubongo naprawdę uzależnia!



Ubongo Junior

Grzegorz Rejchtman

wiek graczy 4-104 lat

liczba graczy 1-4

czas rozgrywki 20 minut

EGMONT 2024 


 https://egmont.pl/

"Wzgórze snów" (Wydawnictwo HarperKids)

Wakacje są już wspomnieniem. Miłym, ale tylko wspomnieniem. Zanim jednak pochłoną nas szkolne obowiązki, można jeszcze przez chwilę pozostać w wakacyjnym klimacie. Po co? Może po to, żeby tym, którzy za szkołą nie przepadają było jeszcze smutniej? Nie! To książka, którą jest tak interesująca, że po prostu trzeba ją przeczytać! Bo choć Wzgórze snów opowiada o letnich wakacjach, to czytać je można o każdej porze roku! 

Bohaterowie książki, Kostka, Aleks i Gucio, mieli wyjechać na wakacje ze swoimi rodzicami. Kiedy ich poznajemy są już prawie gotowi do wyjazdu (przynajmniej mentalnie). Nie ma się, co dziwić, każdy chciałby przecież pojechać na Lanzarote i zobaczyć tę rajską wyspę na własne oczy. Niestety, nie tylko czytelnicy, ale również bohaterowie będą musieli obejść się smakiem. Na Lanzarote pojadą tylko rodzice rodzeństwa. Dzieci są rozczarowane. A ich rozpacz nie mija, kiedy dowiadują się, co będą w tym czasie robić. Najpierw mama mówi coś o Międzyzdrojach. Potem swoje plany zdradzają dziadkowie, którzy w tym czasie będą opiekować się rodzeństwem. Seniorzy rodu przeżywają drugą młodość i odkrywają nowe sposoby spędzania wolnego czasu, kupili kamper! I zabierają swoje wnuki na wakacje. Dzieci są załamane. Takie wakacje nie są dla nich. Na dodatek, jakby tego wszystkiego było mało, spędzą je w Nikąd. Miejscowości, z której babcia i dziadek pochodzą. Gorzej już być nie może... A może jednak nie będzie tak źle? Na Kostkę, Aleksa i Gucia czeka wielka przygoda w miejscowości, której już nie ma. Bo Nikąd, do którego pojadą to nie jest to samo Nikąd, w której babcia i dziadek się wychowali. Tamto Nikąd zostało zalane, kiedy wiele lat temu budowano tamę. Historia brzmi ciekawie, ale rodzeństwa nic nie cieszy. Ich rozczarowanie jest tak duże, że znajdują w sobie odwagę do wypowiedzenia bardzo przykrych słów. Chcieliby, żeby dziadkowie zniknęli. Nie spodziewają się nawet, że ich prośba może zostać wysłuchana i rano zostaną całkiem sami. Co będzie dalej? Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, napiszę tylko, że rodzeństwo wyruszy na poszukiwania. I będzie to podróż nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie. Dzieciaki przeniosą się do lat 60. XX wieku, kiedy istniało jeszcze stare Nikąd!



Książki Joanny Jagiełło nigdy nas nie zawiodły. Ich czytanie zawsze sprawiało nam ogromną przyjemność. Ze Wzgórzem snów było tak samo. Ta magiczna książka wciąga od pierwszej strony i trzyma w napięciu do ostatniej. Łączy się tu historia obyczajowa z wątkami z mitologii słowiańskiej i elementami powieści historycznej. Warstwa realna przeplata się z opowieścią fantastyczną. Z tego połączenia powstaje książka, którą bardzo trudno byłoby się nie zachwycić! Wzgórze snów to po prostu gwarancja czytelniczego sukcesu. To ważne, bo książkę wydano w ramach serii "Czytam, bo lubię", która adresowana jest do młodych, ale już samodzielnie czytających dzieci. Ta na pewno spodoba się dzieciom i chętnie przeczytają ją same. Bohaterowie są do nich bardzo podobni, ich przygody godne pozazdroszczenia, ale cała historia opisana w taki sposób, że zainteresuje nawet tych, którzy czytania nie lubią. Tę książkę polubią na pewno!



Wzgórze snów

Joanna Jagiełło

HarperKids 2024


 https://harpercollins.pl/

"Trollheim. Tajemnica opuszczonego domu" (Wydawnictwo Kropka)

Wakacje minęły szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Czy były udane? Nasze na pewno. Mam nadzieję, że Wasze również. Tegoroczne wakacje będziemy na pewno kojarzyć z wieloma ciekawymi książkami, które miałyśmy okazję przeczytać. Wśród nich znalazła się Trollheim. Tajemnica opuszczonego domu. Emocjonująca opowieść prosto ze Skandynawii.

Na początku poznajemy Adama, chłopca, który niedawno razem ze swoją mamą, przeprowadził się do Trollheim. Mama dostała tam pracę i chłopak nie miał wyboru, musiał zostawić wszystko, co znał i zmienić miejsce zamieszkania. Ta perspektywa niespecjalnie go cieszyła, bo nie należał do grona osób najbardziej przebojowych, więc konieczność zawierania nowych znajomości budziła w nim lęk. Ale miejsca na dyskusję nie było. Adam zamieszkał w Trollheim i musiał pójść do tamtejszej szkoły. Pierwszego dnia mama umówiła go z Tobiaszem, z którym uczył się w klasie, do której miał dołączyć Adam. Chłopak na początku nie przypadł Tobiaszowi do gustu, ale z każdą kolejną minutą nawiązywała się między nimi nić sympatii. Wkrótce dołączyła do nich Tara. Przebojowa dziewczyna ucząca się w tej samej klasie. Tobiasz niespecjalnie ją lubi, bo Tara uwielbia płatać mu figle. Robi to przy każdej okazji. Także w dniu, w którym rozpoczyna się ta historia. Chcąc przestraszyć Tobiasza Tara wchodzi do opuszczonego domu, który stoi przy drodze. Wchodzi i znika. Jak to możliwe? Chłopcy traktują to jako jej kolejny żart i idą szkoły. Ale Tara do szkoły nie dociera... Tobiasz i Adam w drodze powrotnej zdobywają się na odwagę i zaglądają do opuszczonego domu. Wchodzą do środka i trafiają do domu trolla!



Arne Lindmo stworzyła wciągającą opowieść z bardzo ciekawymi bohaterami. Troje bohaterów, dwóch chłopaków i dziewczyna. Dzięki temu połączeniu z przyjemnością przeczytają tę książkę zarówno chłopcy, jak i dziewczyny. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jednych zainteresuje jako opowieść o rodzącej się przyjaźni. Innych zainteresują relacje rówieśnicze i wątki związane ze szkołą. Wszystkich zaciekawią wątki związane z mitologią skandynawską. Ta odgrywa w tej historii ważną rolę i sprawią, że z pozoru zwyczajna opowieść obyczajowa zyskuje nowy wymiar. Dzięki temu jeszcze lepiej się ją czyta. To doskonała książka dla mniej wprawionych młodych czytelników, którzy poszukują nieco dłuższych lektur do samodzielnego czytania. Ta świetnie się sprawdzi. To dłuższa opowieść, ale z dużymi i wyraźnymi literami, których odczytanie nie powinno nikomu sprawić problemu. Przeczytajcie ją koniecznie i... szybko, bo już niedługo ukaże się tom drugi!



 

Trollheim. Tajemnica opuszczonego domu

Arne Lindmo

tłumaczenie Joanna Bernat

 KROPKA 2024

https://wydawnictwokropka.com.pl/
 

"Good morning, Petra" (Wydawnictwo Literatura)

Zanim jutro dzieci ruszą do szkół przychodzę do Was z jeszcze jedną książką w wakacyjnym klimacie. Książką, która pozwoli jeszcze na chwilę przenieść się w beztroski czas letnich wyjazdów. Książka, która ogrzeje nieco zasmucone koniecznością powrotu do szkoły serca i wywoła uśmiech na uczniowskich twarzach. Nie ma więc powodu, żeby się dłużej zastanawiać. Trzeba ruszać z Agnieszką Suchowierską i bohaterami jej książki do słonecznej Chorwacji!

Główną bohaterką książki jest mieszkająca w Puli Petra. Dziewczynka niespecjalnie cieszą rozpoczynające się wakacje. Mijający rok szkolny nie był dla niej łatwy. Przeszła poważną operację nogi i może tylko pomarzyć o kąpielach w morzu i beztroskich wakacjach. Na razie wszystko jest dla niej trudne. Źle radzi sobie z sytuacją, w której się znalazła. Przez ostatni czas nie chodziła do szkoły. Teraz nie chce wychodzić z domu, bo wstydzi się swoich blizn. Mama bardzo chciałaby, żeby Petra zaczęła spotykać się z przyjaciółmi i żyła jak dawniej, ale dziewczyna nie daje się przekonać. Ma swój świat, swój pokój i swój komputer. Z nimi i wśród nich czuje się najlepiej. Niczego więcej nie potrzebuje. Tak się jej wydaje... Wkrótce przekona się, że czasem warto wyjść na zewnątrz. Pozna dziewczynę, która do złudzenia ją przypominać i razem z nią będzie szukać swojego drugiego sobowtóra. To będzie początek wielkiej przygody i nowej, wspaniałej przyjaźni. Przyjaźni międzynarodowej, bo jak się łatwo domyślić, latem w Chorwacji spotykają się ludzie z różnych zakątków świata.

 



Mądre książki zawsze warto czytać. Dzięki nim można więcej zrozumieć i łatwiej radzić sobie z różnymi sytuacjami, których jesteśmy uczestnikami. Szczególnie ważne jest to w przypadku młodych czytelników, którzy poznają prawa rządzące światem i uczą się budować relacje z innymi ludźmi. Ludzi, którzy mogą mieć różne problemy, które dla nich wydają się końcem świata. Problemy, z którymi nie wiedzą jak sobie poradzić. Ta książka pokaże im, że zawsze warto szukać rozwiązania, że nigdy nie można się poddawać. To bardzo mądra historia o pokonywaniu trudności i walce z piętrzącymi się problemami. To opowieść o przyjaźni, która nie zna granic, której nie przeszkadzają nawet różnice kulturowe i językowe. Czyta się to wszystko z dużą przyjemnością, więc jeśli szukacie lektury, którą moglibyście zaproponować swoim dzieciom na pierwsze dni września, przyjrzyjcie się historii o Petrze. Ta piękna i mądra opowieść powinna przypaść im do gustu.



 

Good morning, Petra

Agnieszka Suchowierska

ilustracje Katarzyna Kołodziej/Agata Kopff

Wydawnictwo Literatura 2024

wiek 9+

https://wydawnictwoliteratura.pl/
 

Nowości w serii "Czytam sobie" (Wydawnictwo HarperKids)

Szkoła za pasem. Czas wrócić do nauki. Jedni bardzo się cieszą, inni podchodzą do tego z dużo mniejszym entuzjazmem. Tak było od zawsze, tak jest i teraz. Choć teraz sposobów na polubienie nauki jest znacznie więcej. Nauczyciele i edukatorzy silą się, żeby umilić i uatrakcyjnić uczniom naukę. Dotyczy to nie tylko nauki przedmiotów ścisłych, ale także czytania. Siedzenie nad niezbyt atrakcyjnymi elementarzami odchodzi w zapomnienie. Teraz ucząc się czytać można korzystać z różnych kart i pomocy edukacyjnych. Jak grzyby po deszczu pojawiają się również książki, które mogą czytać nawet najbardziej początkujący czytelnicy. 

Znam te książki od bardzo dawna. Towarzyszyły nam jeszcze zanim Tosia rozpoczęła naukę czytania. Lubiłam je, bo miały niewielki format i prawie nic nie ważyły. Z tego powodu zabieraliśmy je na różne wyjazdy. Najpierw czytałam je Tosi ja, potem ona zaczęła próbować czytać je samodzielnie. Zaczęła od poziomu pierwszego, potem sięgnęła po poziom drugi, a na końcu z powodzeniem czytała te z poziomu trzeciego. Każdy poziom oferował jakieś wyjątkowo interesujące tytuły. Takie, które czyta się z wypiekami na twarzy. Trzy nowości z serii "Czytam sobie" również takie są. Bo musicie wiedzieć, jeśli jeszcze tej serii nie znacie, że tutaj na słabą książkę trafić nie można. Statek gagatek Rafała Witka, Marta i zagadka starego lustra Wojciecha Widłaka oraz Wieliczka, czyli przygoda w kopalni Zofii Staneckiej to książki, które pozwolą jeszcze przez chwilę pozostać w wakacyjnym klimacie.

Pierwsza książka, czyli Statek gagatek z poziomu pierwszego to pełna kolorów opowieść o nietypowym statku, który lubi płatać figle. Łatwo to wywnioskować poznając jego nazwę. Jednak jakie figle potrafi ów gagatek płatać, dowiecie się dopiero wtedy, kiedy przeczytacie tę książkę. Książkę napisaną z myślą o najmłodszych czytelnikach. O dzieciach, które pierwsze samodzielnie przeczytane książki mają przed sobą. Z wyrazami zbudowanymi z wybranych liter, z dużą czcionką, dużymi ilustracjami i niedługimi zdaniami. To wszystko gwarantuje sukces czytelniczy i zachęca do tego, żeby sięgnąć po kolejne książki.




Najodważniejsi mogą wybrać książkę z poziomu drugiego. Na przykład Martą i zagadkę starego lustra. Opowieść o dziewczynce i jej wujku, którzy wybrali się na wystawę luster. Szukają tam lustra, które kiedyś miało należeć do bardzo znanego maga. Mistrz Twardowski miał dzięki niemu wywoływać duchy. Czy to prawda? Nawet, jeśli nie, to Marta i tak przeżyje wspaniałą przygodę, której współuczestnikami będą czytelnicy. 




Przygoda czeka również na bohaterów trzeciej książki. Zofia Stanecka umieściła akcję swojej książki w Wieliczce. Kopalnia soli wydaje się idealnym miejscem do przeżycia czegoś wyjątkowego. I tego właśnie doświadczą bohaterowie tej książki. Młodzi przyjaciele, na których pod ziemią czeka nie tylko zwiedzanie, ale również misja ratunkowa! Będzie się działo!




Seria "Czytam sobie" to gwarancja czytelniczego sukcesu. Wydawane od ponad 10 lat książki nauczyły czytać już bardzo wiele dzieci. I będą uczyć kolejne, bo te książki lubią dzieci i dorośli. Te pierwsze czują się dzięki nim zmotywowane do nauki czytania. Na końcu każdej książce dzieci znajdą dyplom i naklejki, które można potraktować jako nagrodę za kolejną przeczytaną historię. Są tam również pytania sprawdzające rozumienie treści. Jak wiemy umiejętność czytania ze zrozumieniem w naszym społeczeństwie kuleje. Dzieci, które sięgną po serię "Czytam sobie" będą miały szansę tę umiejętność opanować. Jak widzicie, ta seria ma same zalety: ciekawe historie, znakomici autorzy, świetni ilustratorzy. Czy są jakieś wady? Ja nie znalazłam. Wy możecie szukać, ale wydaje mi się, że może to być zmarnowany czas. Lepiej wykorzystać go na czytanie!

 

Tę i inne książki z serii "Czytam sobie" 

znajdziecie na