Co zrobić, kiedy dziecko jest chore?

Sezon grypowy trwa nadal, w przedszkolu Tosi do piątku dotrwało dwoje dzieci. Tośka odpadła już w niedzielę, cały tydzień spędziłyśmy w domu. W poniedziałek został z nią tata, od wtorku miałam opiekę. Dlaczego?

Mamy babcię-emerytkę, która mogłaby poświęcić swój czas i spędzić te kilka dni z wnuczką, ale prosimy ją o to w sytuacjach wyjątkowych. Tosia nie choruje często, ale kiedy naprawdę źle się czuje, ma gorączkę, boli ją gardło i kaszle, staje się marudna, chce się dużo przytulać i chce spędzać czas ze mną. Nie ma w tym chyba nic dziwnego. Tak zachowuje się pewnie większość dzieci. Jeśli więc nie mam w pracy awaryjnej sytuacji, ważnych spraw do rozwiązania albo zakończenia, biorę opiekę i zostaję z nią w domu (w 2015 roku wykorzystałam 8 z przysługujących mi 60 dni). 
Znam mamy, które nigdy nie biorą opieki, które zostawiają dzieci z babcią albo mają nianię, która może pojawić się w awaryjnej sytuacji. Ich decyzja - rozumiem, może mają pracę, w której nikt nie może ich zastąpić, może prowadzą własną działalność i opieka nad dzieckiem wiązałaby się z dużymi stratami finansowymi, a może po prostu lubią swoją pracę. Znam mamy, które biorą opiekę, kiedy dziecko ma tylko katar albo takie, które biorą opiekę, kiedy chcą odpocząć od pracy i spędzić trochę czasu z dzieckiem. Słyszałam o lekarzach, którzy nie chcą wypisywać opieki...

Chore dziecko (jak każdy chory człowiek) ma swoje fanaberie, swoje humory i zachcianki. Trzeba mieć niebywałą cierpliwość, żeby znieść te wszystkie piski, jęki i napady płaczu. Tym razem Tosia była raczej wyciszona, spokojna, dużo czasu spędziła leżąc, codziennie przesypiała około godziny po obiedzie, spokojnie zasypiała wieczorem. Każdy dałby sobie z nią radę, ona jednak chciała, żebym z nią była. A i ja wolę z nią być, kiedy musi dostawać jakieś leki trzy razy dziennie, bo wtedy pilnuję każdej dawki, wiem że połknęła wszystkie trzy. I rozumiem mamy, które nie zostawiają dzieci z nianią, kiedy maluch ma przepisany antybiotyk, bo chcą kontrolować przyjmowanie lekarstw. Poza tym chory maluch często oznacza niespokojne i nieprzespane noce, trudno po nich iść do pracy i całkowicie oderwać się o problemów, które zostawiło się w domu.

Dlatego wściekam się, kiedy ktoś powie mi (albo jednej z mam na opiece): "O, znowu ci dziecko zachorowało. Ono coś często choruje". Tak, dobijaj nas, czy myślisz, że specjalnie wystawiamy dzieci na mróz w samej bieliźnie?! Nie! Dzieci po prostu czasem chorują. Chorują tak samo jak dorośli. A dzieci, które chodzą do przedszkola lub żłobka są bardziej narażone na infekcje (choć chorują nie tylko one). Martwimy się o swoje dzieci, chcemy im ulżyć w chorobie. Często choruje? 
Zastanów się dobrze, zanim powiesz takie słowa, może jednak zachorowało pierwszy raz w tym roku, może padło właśnie w okresie grypowym, kiedy całe przedszkolne grupy chorują, kiedy jedno dziecko zaraża drugie, a my możemy stawać na rzęsach, podawać tran, witaminę C, ubierać malucha odpowiednio do pogody, a dziecko i tak zachoruje. Zastanów się, więc dobrze, SZANOWNA MATKO DZIECKA, KTÓRE NIGDY NIE CHORUJE (choć dobrze wiesz, że takie nie istnieją) i zastanów się dobrze, SZANOWNA PANI BEZDZIETNA, takie słowa naprawdę mogą sprawić nam przykrość (i sprawić, że zaczniemy myśleć o sobie jak o złej matce, która nie dba o swoją pociechę), zwłaszcza w czasie, kiedy dziecko wyje drugą godzinę, a my nie możemy zbić rosnącej temperatury. Bo nie bierzemy opieki, żeby iść do fryzjera albo kosmetyczki, nie jedziemy w tym czasie na wakacje, chcemy po prostu być przy chorym dziecku. Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, może lepiej milcz...


Środowe recenzje ŻEGNAJ SKARPETKO

To ostatnio jedna z naszych ulubionych książek. Prosta, ale niezwykle mocna  w swojej wymowie i mądra historia trudnej przyjaźni. Bo jak tu się przyjaźnić z królikiem, który nie zna się na kowbojach, który wolno biega i ma mało rozumne spojrzenie?


Główny bohater książki Żegnaj Skarpetko długo tolerował zachowanie swojego pupila, ale w końcu miarka się przebrała i decyzja została podjęta. Królika trzeba się pozbyć! W jaki sposób? Najlepiej będzie zostawić go w lesie, Skarpetka jest taką gapą, że na pewno nie uda mu się samodzielnie wrócić do domu i odnaleźć opiekuna, który w tym czasie zdąży już nawiązać prawdziwą przyjaźń ze swoimi rówieśnikami. Wychodzi więc z królikiem-niezdarą na spacer do lasu, a uszaty towarzysz nawet nie podejrzewa, co go czeka, nie jest świadomy, że zostanie porzucony w najdalszym zakątku lasu. Chłopiec jest jednak twardy, chce to zrobić, musi zostawić królika. 

Tak będzie najlepiej dla nas obu. Króliki są szczęśliwsze w lesie,
a ja powinienem mieć kolegów, tak jak inne dzieci.

Skarpetka, jak przystało na niezbyt bystrego królika, nic sobie z tego nie robi, nie rozumie, co chce zrobić jego opiekun.
Mówię mu: "Idź, Skarpetko, jesteś wolny!", ale on się nie rusza.
Patrzy na mnie tymi swoimi maślanymi oczkami, próbując mnie rozczulić.

Chłopiec decyduje się na rozwiązanie ostateczne, urywa kawałek nitki, który wystaje z jego swetra i przywiązuje królika do drzewa. A potem, najszybciej jak potrafi, ucieka z polany, na której porzucił Skarpetkę. Co dzieje się dalej? Czy Skarpetka poradzi sobie w lesie? A może wróci do domu? I co wspólnego z tym wszystkim ma dziewczynka z psem, którą chłopiec dostrzegł między drzewami? Tego zdradzać nie będę, ale serdecznie polecam Wam tę książkę. 

Żegnaj Skarpetko! piękna opowieść o przyjaźni, o odpowiedzialności, o podejmowaniu decyzji, o uczuciach. Warto po nią sięgnąć nie tylko wtedy, kiedy nasze dziecko prosi nas o zwierzątko, to ważna lektura. Skarpetką może być przecież nie tylko królik, to może być również młodsze rodzeństwo, porzucony miś, ktoś lub coś, co naszemu dziecku się znudziło albo co zostało porzucone i nie jest kochane. Lektura tej książki na pewno stanie się pretekstem do rozmowy o przyjaźni i odpowiedzialności, w książce nie ma jasno wyłożonego morału, dziecko samo musi ocenić zachowanie swojego rówieśnika. 
Tosia bardzo polubiła tego niepozornego królika, a zachowania chłopca zrozumieć nie potrafiła, bo cóż z tego, że trochę jest z królika gapa, przyjaciel to przecież przyjaciel! Trzeba go kochać i nie wolno go opuścić. Takie refleksje pojawiły się w głowie czterolatki!
Jeśli więc szukacie mądrej, świetnie zilustrowanej i pięknie wydanej książki, sięgnijcie po przygody królika Skarpetki!


Żegnaj Skarpetko!
Benjamin Chaud
Tłumaczenie Katarzyna Skalska



Kobieca dusza w czteroletnim ciele

Dziś Dzień Kobiet, więc tekst idealnie wpasuje się w tę uroczystość. Tosia, jak wiadomo, jest dziewczynką, ale długo w kręgu jej zainteresowań były wyłącznie lokomotywy, a lalki nie wzbudzały w niej entuzjazmu. Potem przyszedł moment, w którym zdecydowała, że od tego dnia będzie nosić sukienki, a w kąt poszły wszystkie spodnie i spódniczki. Potem w jej życiu pojawiły się lalki, księżniczki, kucyki...

Często, obserwując jej zabawy, zastanawialiśmy się, kiedy stanie się małą kobietką, kiedy będzie chciała mieć długie włosy, kiedy będzie nosić falbaniaste sukienki i zacznie się bawić lalkami. No, to to wszystko nastąpiło. Włosy są coraz dłuższe, sukienki stanowią podstawę jej garderoby, a lalki potrafią skupić jej uwagę na bardzo długi czas. Jest prawdziwą, małą dziewczynką! Obserwuje swoje koleżanki i czasem zapyta, czy mogłaby mieć pomalowane paznokcie. Od jednej z koleżanek otrzymała kiedyś zabawkowy zestaw do makijażu (zdecydowanie nie jestem jego fanką, Tosia robi to dość nieumiejętnie, a cienie schodzą wyjątkowo trudno, na szczęście przypomina sobie o jego istnieniu bardzo rzadko). Nie bronimy jej tego, traktujemy jako niewinną zabawę (choć malowanie paznokci zostawiamy na lato i wakacyjny wyjazd, a Tosia się na to godzi).
Jest dziewczynką, której gust kształtuje się na podstawie tego, co widzi wokół siebie. A co widzi?
Po rozmowie z mamami innych dziewczynek wiem, że podstawą są długie włosy. Dziewczynki, z których włosów nie można zrobić kitki albo upleść warkocza, nie mają łatwo, więc mamy robią im mini-kitki, żeby przypadkiem żadna nie usłyszała, że ma włosy jak chłopak. Podpytywałam Tosię, czy ona zrobiła kiedyś przykrość koleżankom, które mają krótkie włosy, twierdzi, że nie, ale swoich obciąć nie pozwala. Coś może więc być na rzeczy.
Druga sprawa - sukienki i zdecydowany protest przeciwko szortom, leginsom i jeansom, bo te są dla chłopaków. Wyjątkowo zgadza się na szorty w piątki, kiedy w przedszkolu mają gimnastykę i przebierają się w strój sportowy. Szorty łatwiej zdjąć, niż sukienkę z wszytym zamkiem albo rzędem guzików na plecach. Spodnie przechodzą również przy okazji wizyty u lekarza i ewentualnie wyjścia na plac zabaw (choć to wyjątkowo rzadko, nauczyła się już korzystać ze wszystkich sprzętów w sukienkach).
Trzecia - zabawki, czyli lalki i księżniczki w każdej formie. Kolekcja Barbie regularnie się powiększa, a zabawa figurkami księżniczek to jedna z ulubionych form spędzania czasu. Z dziadkiem, z którym dotąd bawiła się w małego kolejarza, teraz bawi się w Kopciuszka. Staje się mamą dla swoich lalek, karmi je, przewija, przebiera. Jedynie w książkach istnieje różnorodność, ma swoje ulubione, uniwersalne, idealne dla każdego kilkulatka, bez względu na płeć, choć nie gardzi również i z radością przyjmuje lektury typowo dziewczyńskie.

Nie ukrywam, że z zachwytem obserwuję ten różowy, dziewczęcy okres jej życia. Jest tak samo piękny, jak każdy inny. Tosia jest uroczą małą księżniczką:) Pewnie z tego wyrośnie, cieszę się więc tym czasem, póki trwa.

A Wam, drogie Panie, 
w dniu naszego Święta
życzymy dużo radości, uśmiechu 
i satysfakcji w każdej sferze życia!


Dajemy na to przyzwolenie!

Od kilku dni internet huczy o właścicielu drukarni, który poproszony o rabat na wydruk ulotek przez matkę niepełnosprawnego dziecka, nie tylko tego rabatu nie udzielił (do czego miał oczywiście pełne prawo i nikt o to nie ma do niego pretensji), ale posunął się o krok dalej, pytając o sens płodzenia takich dzieci. Trudno przejść obok tej sprawy obojętnie, bo trudno zgodzić się na panujący w każdej sferze naszego życia brak kultury osobistej. A jednak się na to godzimy.

Pozwalamy, żeby młodzież i studenci siedzieli w środkach komunikacji miejskiej, kiedy stoją obok nich ludzie starsi, kobiety w ciąży, matki z dziećmi i niepełnosprawni. Pozwalamy ludziom, żeby w komunikacji miejskiej zajmowali dwa miejsca siedzące, na jednym siedzi człowiek, na drugim torba. Dajemy przyzwolenie, żeby kobiety w ciąży stały w kolejce, jak każdy normalny klient, nie proponujemy im, żeby przeszły na początek kolejki, a kiedy zaproponuje to kasjerka, cały sklep popada w święte oburzenie. Gapimy się w te swoje smartfony, zamiast rozejrzeć się wokół i być może zaproponować komuś pomoc. Nie zwracamy uwagi dzieciom, żeby nie trzymały brudnych butów na siedzeniach w pociągu. W sklepie zdejmujemy produkty z półek i wkładamy do koszyków, a kiedy rezygnujemy z zakupu, zostawiamy je w dowolnie wybranym miejscu. Jest więc czekolada w ziemniakach i mięso w podpaskach. My się na to wszystko zgadzamy. Pozwalamy chamstwu panoszyć się wśród nas. A, kiedy ktoś zwróci uwagę naszemu dziecku, popadamy w święte oburzenie, bo to przecież dziecko, bo dziecku wolno. A potem takie dziecko rośnie, dojrzewa, dorasta i staje się aspołeczną, egoistyczną istotą, która w nosie ma wszystko i wszystkich. Działajmy, póki nie jest za późno, żeby ten nasz obecny przedszkolak, za dziesięć lat pomógł starszej pani wnieść zakupy, ustąpił miejsca kobiecie w ciąży i dbał o coś więcej, niż tylko o siebie!

Środowe recenzje - "Fach, że ach!", czyli kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz

Tosia w przyszłości chciałaby zostać księżniczką. Tą, jak wiadomo zostać może dopiero po zaślubinach z księciem, a o księcia niełatwo, musi więc mieć jakiś plan awaryjny. Wspomina o sklepie z zabawkami, w którym chciałaby pracować, kiedy będzie dorosła, ale ma w tej kwestii wątpliwości. Szukamy więc dalej. Od tygodnia inspiracją dla Tosi jest książka czeskich autorów Fach, że ach!, która w niezwykle ciekawy sposób przedstawia najmłodszym świat ludzi wykonujących różne profesje.

Duże ilustracje przedstawiają siedemnaście różnych miejsc pracy. Jest tutaj między innymi teatr, statek, galeria handlowa, szpital, budowa, muzeum, a nawet kosmodrom. Inspiracji do snucia planów na przyszłość nie brakuje. I dobrze, bo kto z nas nie marzył w dzieciństwie o wykonywaniu jakiegoś niezwykłego zawodu? Kto z nas, dorosłych, dziś w drodze do pracy, nie myślał o tym, co byłoby gdyby zamiast do biura w urzędzie skarbowym jechał na przykład na plan filmowy? Gdyby nie pracował jako motorniczy, ale był na przykład astronautą? Za marzenia nikt nie będzie nas karać, więc marzmy z naszymi dziećmi. Opowiadajmy im o tych niezwykłych miejscach, w którym każdego dnia dzieją się rzeczy zwykłe i niezwykłe. O szpitalu, w którym lekarze ratują ludzkie życie, o muzeach pełnych cennych dzieł sztuki, o pracy osób, które zajmują się ratowaniem innych. Będzie to nie tylko nauka o różnych profesjach, ale także o życiu codziennym. O tym, jak zachować się w sklepie, jak w bibliotece, co wolno, a czego nie wolno robić w hotelu. Zastanówmy się, co dzieje się po drugiej stronie sceny w operze i balecie, jak przygotowuje się wystawę w galerii i co to tak naprawdę jest performance.

Fach, że ach! to kopalnia wiedzy, coś na kształt encyklopedii zawodów dla najmłodszych. To nie jest lektura na jeden wieczór, to książka, do której każdy czytelnik będzie chętnie wracał. Po pierwsze - ze względu na regularne zmiany planów na przyszłość, po drugie - ze względu na zabawne ilustracje i po trzecie - ze względu na jej różnorodność, zajrzeć można do niej przy okazji wizyty u lekarza, nauki astronomii albo wyjścia do teatru. Okazji nie zabraknie, jestem tego pewna! My tę książkę czytamy, oglądamy, wyszukujemy szczegóły, opowiadamy o przedstawicielach różnych zawodów. Na razie się nie znudziłyśmy, więc jesteśmy najlepszym dowodem na to, że to naprawdę świetna książka. Sięgnijcie po nią koniecznie!

 
Fach, że ach!
Silvie Sanža
ilustracje Milan Starý
tłumaczenie Bogumiła Nawrot