Żegnaliśmy wakacje... tym razem w Krakowie!

O tym, żeby pojechać z Tosią do Krakowa marzyłam już od jakiegoś czasu. Niestety wyjazd w tamte rejony wiąże się dla nas z dość długą podróżą, więc przesuwaliśmy go w czasie. W tym roku jednak klamka zapadła, Dziadkowie planowali, wracając z Zakopanego, zatrzymać się w Krakowie, a my postanowiliśmy do nich dołączyć. 


Jako środek lokomocji wybraliśmy oczywiście pociąg. Po pierwsze dlatego, żeby nie martwić się parkowaniem, po drugie, zdecydowanie wolę uatrakcyjniać Tosi podróż pociągiem, po trzecie pociąg miał nas dowieźć do Krakowa w pięć i pół godziny. Na dojazd samochodem musielibyśmy jednak zarezerwować więcej czasu. Jedyną rzeczą, która spędzała mi sen z powiek była kwestia pobudki. Pociąg odjeżdżał przed 6, a my na dworzec musieliśmy jeszcze dojechać, więc wstawaliśmy w środku nocy;) Daliśmy radę, na pociąg się nie spóźniliśmy, a Tosia nocną pobudkę do dziś wspomina. Droga do Krakowa minęła bez większych problemów, obudzone w środku nocy dziecko ponad połowę przespało. A na dworcu w stolicy Małopolski czekali na nią stęsknieni Dziadkowie i można powiedzieć, że od tej chwili mieliśmy Tosię "z głowy". 


Nie mieliśmy specjalnych planów na zwiedzanie miasta, postanowiliśmy pokazać Tosi to, co w Krakowie najpiękniejsze i najbardziej znane. Na pierwszy ogień poszedł Rynek Główny. Trafiliśmy tam chwilę przed trzynastą, więc Tosi udało się po raz pierwszy usłyszeć hejnał, o którym kilka miesięcy temu opowiadała im pani w przedszkolu. Największy zachwyt wzbudziły jednak Sukiennice, tam mogłaby spędzić cały dzień, wybierając kolejne, absolutnie niezbędne rzeczy, które powinny stać się jej własnością;)
Popołudniu wybraliśmy się na spacer, którego celem był Wawel. Po drodze trafiliśmy na Franciszkańską 3, gdzie Tosia mogła zobaczyć okno, w którym nieco ponad miesiąc wcześniej papież Franciszek rozmawiał z uczestnikami Światowych Dni Młodzieży, co miała okazję widzieć w telewizji. Weszliśmy również do pobliskiego kościoła oo. Franciszkanów, w którym postanowiłam edukować dziecko z historii sztuki pokazując jej słynny witraż Bóg Ojciec - Stań się (witraż jest opisany w książce Kraków dla młodych podróżników, należało, więc porównać przewodnikowy opis z rzeczywistością). Stamtąd na Wawel było już tylko kilka kroków, Tosia niemal biegła wiedząc, że już za chwilę zobaczy smoka wawelskiego. Nie skłamię, ani nie wyolbrzymię, jeśli powiem, że Tosię wzgórze wawelskie zachwyciło. Niestety, pora była późna, więc mogliśmy jedynie chodzić po zamkowych dziedzińcach. Największą atrakcją było jednak zejście nad Wisłę i spotkanie z ziejącym ogniem smokiem. Nie było łatwo Tosię stamtąd zabrać. Przekonaliśmy ją dopiero obietnicą, że jutro przyjdziemy tam znowu:)

I przyszliśmy, ale wcześniej wybraliśmy się na Kazimierz. Tam zwiedziliśmy muzeum w Starej Synagodze. Wiosną byłyśmy na koncercie muzyki klezmerskiej, która bardzo przypadła Tosi do gustu, teraz mogła na własne oczy zobaczyć, z jaką kulturą ta muzyka jest związana. Z Kazimierza spacerkiem udaliśmy się na Wawel. Na początek - Smocza Jama. Byłam tam pierwszy raz w życiu i nie wiedziałam czego się spodziewać. Wąskie, kręte i niezwykle długie schody, a na końcu zaskakująco przestronna jaskinia. Tosia była zachwycona, a ja zadowolona, że udało nam się spełnić jej kolejne małe marzenie. Efekt zachwytu wzmocniło to, co wydarzyło się, kiedy opuszczaliśmy Smoczą Jamę. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, smok wawelski zaczął zionąć ogniem. Tosia do teraz zastanawia się, czy chciał ją w ten sposób przywitać, czy może okazał niezadowolenie z wizyty. 
Następnie zwiedziliśmy katedrę. Tu kolejne emocje, bo nie wiem, jak dokładnie Tosia to sobie tłumaczyła, ale była pod wrażeniem tego, że przechodzi obok grobów prawdziwych królów. A insygnia grobowe królowej Jadwigi od razu skojarzyły jej się z koronacją Elsy w Krainie lodu. Ach ta popkulturowa wyobraźnia dzieci :)

Późnym popołudniem pojechaliśmy do Łagiewnik, najpierw kaplica, w której znajduje się grób świętej siostry Faustyny, potem Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, na końcu Centrum Jana Pawła II. W tym ostatnim przeżyliśmy pewien szok estetyczny, kto był ten wie... Najbardziej zadowolona była Tosia, bo na terenie między Sanktuarium Bożego Miłosierdzia a Centrum Jana Pawła II, znajduje się całkiem spory i atrakcyjny dla dzieci plac zabaw.

I tak minęły dwa dni, trzeciego chcieliśmy jeszcze trochę pospacerować po centrum miasta, ale tego dnia odbywał się tam Kraków Business Run, więc poruszanie się po mieście było utrudnione. Tosia kupiła sobie pamiątkowy magnes, zjadła ostatnie lody i trzeba było wracać do domu... Mam nadzieję, że szybko tam wrócimy.

Czy polecam Kraków dla dzieci? Zdecydowanie tak. Nie wiem, jakie Wy macie skojarzenia z tym miastem, ale według mnie tam jest wszędzie blisko. W niemal każde ważne miejsce w Krakowie można dotrzeć pieszo, nie tracąc na to zbyt wiele czasu. Tosia jest niezwykle wytrwałym piechurem, więc z komunikacji miejskiej korzystaliśmy niewiele, ale co chwile widzieliśmy przejeżdżające obok nas tramwaje, więc małe nóżki mogą liczyć na chwilę odpoczynku. Dla Tosi wizyta w Krakowie była otarciem się o historię, chyba po raz pierwszy tak silnie poczuła, że obcuje z rzeczami, które są naprawdę stare. Naprawdę fajnie było na to patrzeć:) 











Komentarze

Prześlij komentarz