Prezent pilnie poszukiwany!
Nie myślałam, że tak szybko wypada się z obiegu. Jeszcze na początku grudnia byłam pewna, że o prezentach dla dzieci wiemy wszystko. Boleśnie przekonałam się, że tak nie jest w pewne sobotnie przedpołudnie. Wybieraliśmy się tego dnia z wizytą do znajomych, którzy mają kilkuletnią córkę. Weszłam wtedy do wszystkich sklepów, które mają działy dziecięce i z każdego wychodziłam coraz bardziej zrezygnowana. Ku swojej rozpaczy odkryłam, że zupełnie nie wiem, czym interesują się przedszkolaki i, co tak naprawdę takiego przedszkolaka ucieszy.
Tosia w tym wieku kolekcjonowała lokomotywy z bajki "Tomek i przyjaciele". Kolekcję uzbierała sporą, do dziś nie oddaliśmy jej nikomu innemu, bo mamy do niej zbyt duży sentyment. Uwielbiała bawić się figurkami z Klubu Myszki Miki i Świnki Peppy. Wszystkim, którzy pytali, co kupić Tosi w prezencie wskazywaliśmy figurki, które Tosia mogła dołączyć do swojej kolekcji. Wybierając prezenty dla innych dzieci staraliśmy się zawsze pytać, co mogłoby ucieszyć obdarowanego. Jeśli rodzice dziecka, dla którego chcieliśmy kupić prezent nie potrafili nam pomóc, stawialiśmy na pewniaki. Jakie? Z oczywistych względów na pierwszym miejscu były (i są) książki. Jakie? Najlepiej jak najnowsze. Dlaczego? Bo w tej sytuacji jest najmniejsze prawdopodobieństwo kupienia książki, którą dziecko już ma. Lubicie zdublowane prezenty? Na pewno nie. A dzieci nie lubią ich jeszcze bardziej. Niektóre może przemilczą fakt, że mają w domu już takie same puzzle, książkę albo grę, ale inne głośno wyrażą swoje niezadowolenie, wprawiając w zakłopotanie osobę, która prezent wręczyła. Drugim prezentowym pewniakiem były dla nas zawsze ubrania. Oczywiście, w odpowiednim rozmiarze. Lepiej za dużym niż za małym, więc zdarzało się nam kupować i dostawać rzeczy nieco za duże (ale na szczęście nigdy za małe). Kupowanie dziecięcych ubranek to duża przyjemność zwłaszcza dla dziadków. Pamiętam, że moja mama zawsze zachwycała się możliwością wyboru, bo w czasach, kiedy kupowała ubrania dla mnie, był on znacznie mniejszy (a raczej nie było go w ogóle). Sama też często szłam (i nadal chodzę) tą drogą i w prezencie, zwłaszcza dla malucha, kupują ubrania. Z pewną dozą zazdrości spoglądam na działy niemowlęce i obserwuję piękne ubrania, które w czasach, kiedy Tosia była mała, nie pojawiały się na sklepowych wieszakach. Przyglądam się też działowi ubrań dla chłopców, bo tam, z sezonu na sezon pojawiają się coraz piękniejsze koszulki i koszule, spodnie i swetry. I znowu chce się powiedzieć, że kiedyś tak nie było...
Tyle wspomnień, czas na teraźniejszość. Chcecie wiedzieć jak zakończyły się poszukiwania prezentu dla kilkulatki? Osiągnęłam sukces. Swoje kroki skierowałam do SMYKA. Sklepu dobrze nam znanego (od zawsze) i sklepu, który dotąd nigdy nas nie zawiódł. Wybór miałam spory. Od wspomnianych wcześniej książek i ubrań, przez gry, klocki LEGO, po zestawy edukacyjne i gadżety, które spodobają się zarówno dziewczynkom, jak i chłopcom. W różnych cenach, różnej wielkości. Nadające się na każdą okazję. Czasem szukamy przecież niezobowiązujących prezentów, drobiazgów, które możemy dać dzieciom przychodzącym do nas z wizytą albo tym, które sami odwiedzamy. Najłatwiej (ale niekoniecznie najzdrowiej) kupić czekoladę. Ja w takich sytuacjach wolę zawsze kupić książkę z naklejkami, kolorowankę albo kredki. Tego nigdy nie jest za dużo! Postawiłam jednak nie na kolorowankę i nie na klocki LEGO, ale na torebkę. Świetny dziecięcy (dziewczęcy) gadżet, który spodoba się małej elegantce. Tosia dostała od nas podobną, kiedy chodziła do przedszkola i całkiem niedawno jeszcze jej używała. Torebka okazała się niezniszczalna, więc mam nadzieję, że ta również taka będzie.
Tyle moich patentów na prezenty kupowane z wyprzedzeniem albo na ostatnią chwilę. Ciekawa jestem, czy Wy macie podobne? A może podchodzicie do sprawy zupełnie inaczej niż ja? Znacznie rozważniej, a może z nieco większą dozą szaleństwa?
*wpis powstał we współpracy z marką SMYK